Te książki mam po Dziadku. Stare, zaczytane wydania – Ziele na kraterze, Tędy i owędy –
wzbogacone o wyszperane w antykwariatach Reportaże
zagraniczne czy Królika i oceany.
I tę biografię-nie-biografię: opowieść o pisarzu, i o Jego metodzie, o tym jak
pracował i przygotowywał materiały do swoich książek.
Jak Komeda był biografią jazzu, a Hamlet w stanie spoczynku - biografią miejsca, tak Na tropach Wańkowicza jest biografią pracy pisarskiej, prawideł rządzących opasłą kartoteką fiszek i referencji, kontaktami z osobami indagowanymi na okoliczność informacji związanych z tematami opracowywanych przez Wańkowicza książek, i tak dalej, i tym podobne. To szczupła objętościowo książeczka sprzed kilkudziesięciu lat, tchnąca atmosferą zapomnianego języka, kindersztuby i epistolografii które odeszły w zapomnienie wraz z "nową szkołą" polskiego reportażu, netykietą i komunikatorami internetowymi.
Wańkowicz nie stworzył własnej "szkoły" reportażu, ponieważ nie sposób jest naśladować Jego styl pisania: kiedy jako dziecko pochłaniałam po wielokroć Ziele na kraterze, miałam wrażenie zanurzania się w obcym królestwie wydarzeń, słów i wartości, jak (to użyję wyświechtanego, acz pasownego porównania) początkujący nurek, po raz pierwszy obcujący z ogromem form życia w obrębie jednego skrawka rafy koralowej.
Aleksandra Ziółkowska towarzyszyła Melchiorowi Wańkowiczowi przy pracach nad jego ostatnimi książkami, między innymi Karafką La Fontaine'a, odbywając najprzeróżniejsze wyprawy w głąb oceanu wyobraźni Mistrza. Czytelnik śledzi ich trasę z podziwem i niedowierzaniem - po czym zmierza do biblioteki, w poszukiwaniu kolejnych "map"-kluczy do tej nieporównywalnej do niczego twórczości.
I taki, śmiem twierdzić, jest (lub być powinien) ostateczny cel i powód istnienia każdej biografii - tu zrealizowany w dwustu co najmniej procentach.
Jak Komeda był biografią jazzu, a Hamlet w stanie spoczynku - biografią miejsca, tak Na tropach Wańkowicza jest biografią pracy pisarskiej, prawideł rządzących opasłą kartoteką fiszek i referencji, kontaktami z osobami indagowanymi na okoliczność informacji związanych z tematami opracowywanych przez Wańkowicza książek, i tak dalej, i tym podobne. To szczupła objętościowo książeczka sprzed kilkudziesięciu lat, tchnąca atmosferą zapomnianego języka, kindersztuby i epistolografii które odeszły w zapomnienie wraz z "nową szkołą" polskiego reportażu, netykietą i komunikatorami internetowymi.
Wańkowicz nie stworzył własnej "szkoły" reportażu, ponieważ nie sposób jest naśladować Jego styl pisania: kiedy jako dziecko pochłaniałam po wielokroć Ziele na kraterze, miałam wrażenie zanurzania się w obcym królestwie wydarzeń, słów i wartości, jak (to użyję wyświechtanego, acz pasownego porównania) początkujący nurek, po raz pierwszy obcujący z ogromem form życia w obrębie jednego skrawka rafy koralowej.
Aleksandra Ziółkowska towarzyszyła Melchiorowi Wańkowiczowi przy pracach nad jego ostatnimi książkami, między innymi Karafką La Fontaine'a, odbywając najprzeróżniejsze wyprawy w głąb oceanu wyobraźni Mistrza. Czytelnik śledzi ich trasę z podziwem i niedowierzaniem - po czym zmierza do biblioteki, w poszukiwaniu kolejnych "map"-kluczy do tej nieporównywalnej do niczego twórczości.
I taki, śmiem twierdzić, jest (lub być powinien) ostateczny cel i powód istnienia każdej biografii - tu zrealizowany w dwustu co najmniej procentach.
No comments:
Post a Comment