Sunday 25 July 2021

Wołanie z dzikiej puszczy. „Gender Queer” Mai Kobabe

(Disclaimer: Od razu uprzedzam P.T. Osoby Czytające, że może mi się omsknąć gramatyka w niniejszym wpisie. Jedynym znanym mi dłuższym tekstem, który mniej więcej konsekwentnie używa czwartego rodzaju gramatycznego, jest Perfekcyjna niedoskonałość Jacka Dukaja, w której samemu Autorowi zdarza się, mówiąc kolokwialnie, popłynąć. Postaram się stawić opór binarnym tendencjom, z którymi rozstałum się na dobre w angielszczyźnie, ale nie wykluczam, że polegnę pod naporem sił wroga. Wybaczcie).

Gender Queer Mai Kobabe to jedna z nielicznych powieści graficznych, które z pełnym rozmysłem nabyłum, przeczytałum, i postawiłum na półce. (Nie dlatego, że nie cenię sobie tej formy literackiej/artystycznej – po prostu rzadko zdarza mi się do nich zaglądać.) Wydana przez Centralę zaledwie kilka miesięcy temu, i znakomicie przełożona przez Huberta Brychczyńskiego i Karolinę Fedyk (osobę konsultującą terminologię antydyskryminacyjną), jest Gender Queer opowieścią autobiograficzną, jakich mało na polskim rynku wydawniczym.

Maia Kobabe urodziłu się w nieszablonowej, nieco szalonej i hippisowskiej rodzinie, w której dzieci wychowywano swobodnie i bez wtłaczania ich w społecznie akceptowalne normy płciowe – co Maia mocno odczułu na własnej skórze, kiedy zinstytucjonalizowany system szkolnictwa zaczął popychać jenu w kierunku przysłowiowego kwadracika z napisem „kobieta”. Maia nigdy nie czułu się jednak ani kobietą, ani – pomimo licznych rozważań na temat ewentualnego posiadania atrybutów płci przeciwnej – mężczyzną. Mając 15 lat, napisału w dzienniku: „Nie chcę być dziewczyną. Ale chłopakiem też nie. Chcę być po prostu sobą.” W Gender Queer śledzimy drogę Mai ku samoświadomości, określania własnego miejsca na spektrum płciowym oraz psychoseksualnym, odnajdowania swojej estetyki, wreszcie: zmagania się z dysforią i z poczuciem nieprzystawania do oczekiwań społecznych. Nie będzie wielkim spoilerem stwierdzenie, że opowieść ta de facto nie została ukończona: Maia nadal zastanawia się, komu i na ile zdradzać swoją tożsamość, i przemyśliwuje efekt jenu ewentualnego coming outu dla młodych uczestników jenu warsztatów z rysowania komiksu. Na jednej z ostatnich stron pisze: „Kiedy dziś rozglądam się po sali warsztatowej, zastanawiam się, czy któreś z tych dzieci są trans lub niebinarne, ale nie potrafią tego jeszcze ująć w słowa? Ile z nich nie miało nigdy okazji poznać dorosłej osoby niebinarnej? Czy moje milczenie im wszystkim nie szkodzi?”

W tym konkretnym kraju – Polsce, w tym konkretnym momencie – lipcu 2021 roku, chciałoby się powiedzieć: Niestety, prawdopodobnie – tak. Ponieważ możliwe jest, że za chwilę nie będzie tu miejsca na nic poza milczeniem.

Ale zaraz dodałubym: A przecież zrobiłuś już bardzo wiele, Maiu. Dałuś już swoim czytelnikom, czytelniczkom, i osobom czytającym sporo do przemyślenia. Pokazałuś, jak może wyglądać niebinarność, aseksualność, i dysforia. Przedstawiłuś narzędzia, za pomocą których (dorośli i) młodzież nie przystająca do norm i szufladek może próbować określać swoją przynależność i tożsamość. To bardzo, bardzo dużo.



W tym konkretnym miejscu i czasie, „gender” nie należy do szczególnie hołubionych słów. „Queer” zapewne też nie znalazłoby się na ich liście, gdyby pewien czteroliterowy akronim rozwijano w dyskursie publicznym do wersji z piątą literą. Tymczasem fakty są następujące: osoby nie spełniające w stu procentach „oczekiwań” związanych z przynależnością do binarnie pojmowanej płci społecznej istniały zawsze. Zmieniał się tylko sposób, w jaki same o sobie mówiły, oraz kategorie, których mogły użyć, aby się opisać.

Orientacja psychoseksualna już dawno przestała być rozumiana zero-jedynkowo. W społeczności międzynarodowej panuje zgoda co do tego, że odczuwanie pociągu (romantycznego i/lub seksualnego) zarówno do osób płci przeciwnej, jak i tej samej (a także do tych, które plasują się poza binarnym rozumieniem płci) nie oznacza ani niezdecydowania, ani nadmiernego promiskuityzmu: w ten sposób, po prostu, pewne osoby postrzegają świat. Podobnie jest, i o tym mówi się coraz więcej, z tożsamością płciową: nie wszyscy wpisujemy się dokładnie w społecznie definiowaną „kobiecość” lub „męskość”. Rozwija się ruch emancypacyjny osób niebinarnych, genderqueer, czy apłciowych. Zainteresowanym zgłębieniem go tematu polecam nie tylko autobiografię Mai, ale także stronę zaimki.pl – moje ulubione źródło wiedzy o tym, jak mówić o osobach niebinarnych i (przede wszystkim): jak z nimi rozmawiać w sposób empatyczny, otwarty, i niedyskryminujący. W tym miejscu składam również wielkie dzięki tłumaczom Gender Queer, którzy w przepięknie konsekwentny sposób pokazali zmianę użycia zaimków (w oryginale: Spivak, w tłumaczeniu: dukaizmy) z żeńskich na niebinarne, od punktu, w którym Maia zaczęłu się nimi posługiwać.


Gender Queer z pewnością nie wyczerpuje tematu niebinarności, nieheteronormatywności, i poszukiwania swojego miejsca na spektrum: to opowieść o konkretnej osobie i jenu dochodzeniu do prawdy o tym, kim jest i jak pragnie się określać. Jest to, jednocześnie, bardzo ważna pozycja wydawnicza na polskim rynku: zaryzykowałubym nawet stwierdzenie, że powinna się znaleźć w kanonie lektur obowiązkowych… dla pedagogów i psychologów szkolnych, jeśli nie dla samych uczniów. Tak, tak, wiem: science fiction piętro wyżej – ale marzyć, póki co, nadal wolno.

I tego się trzymajmy. I bądźmy otwarci na prostą prawdę życiową: nie wszyscy, których mijamy na ulicy, są tacy, jak my. I to jest piękne.

Klonowa Wróżka (z wizytówką na Zaimkach)


 Maia Kobabe: Gender Queer
Centrala. Mądre Komiksy, 2021