Thursday 22 December 2016

Romans Księżniczki, naziści w USA i mpreg z "Wicked", oraz czemu na blogu panuje cisza.

Jest sprawa, Drodzy Moi: dopadają mnie w tym sezonie dość poważne spadki nastroju, owocujące potrzebą zakopania się w koc i zerwania kontaktu ze światem. Być może chodzi o smog. (Przy okazji pozdrawiam Ratusz: nie przedłużałam sieciówki na ostatni tydzień pracy w tym roku, i ot, przydarzył się dzień darmowej jazdy komunikacją. Cuda jakieś, panie...)

Rzutem na taśmę postanowiłam więc wspomnieć o trzech książkach, którym udało się ostatnio wytrącić mnie ze stuporu. Spoilery postaram się ograniczyć do minimum, ale jak zwykle: nie ręczę za siebie.

Na The Princess Diarist Carrie Fisher czekałam prawie rok. Serio - złożyłam zamówienie, gdy tylko pojawiła się w przedsprzedaży... w lutym tego roku. Premierę przesuwano, a ja zgrzytałam zębami: między innymi dlatego, że (a obejrzałam - całe - Gwiezdne Wojny po raz pierwszy w życiu tuż przed premierą Przebudzenia Mocy) chemia między panną Fisher a panem Fordem uderza po oczach, a ja lubię wiedzieć, czy coś jest lub było na rzeczy. Pamiętnik, który Carrie Fisher pisała podczas kręcenia Gwiezdnych Wojen (które nie miały wtedy nic wspólnego z nadzieją), na pytanie to odpowiada, dość wyczerpująco, lecz raczej smutno: przynajmniej jeżeli czytelnik żywił jakieś tam nadzieje (sic!) na romantyczną historię sercowych porywów i zakazanych uczuć. Z góry należy też zaznaczyć, że opowieść o zjawisku noszącym w tumblrosferze miano Carrison stanowi główną oś książki, i jeśli spodziewacie się po niej powodzi anegdot z planu filmowego - cóż.. odsyłam Was do miejsca, w którym znajdziecie je w znacznie większej obfitości. Z mojego, fangirlowego punktu widzenia, książka jest dobra (choć czytałam już lepsze rzeczy Carrie - mówię tutaj o współcześnie pisanych komentarzach do pamiętników, nie próbując oceniać stylu młodej, rozedrganej emocjonalnie dziewczyny): Wy, Czytelnicy in spe, musicie ocenić, czy opowieść o romansie trwającym tyle, co przeciętna pora roku, wystarczy, aby zachęcić Was do lektury.

O Spisku przeciwko Ameryce Philipa Rotha usłyszałam w (polskich!) mediach społecznościowych chwilę po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w USA - i z miejsca ruszyłam na poszukiwania biblioteczne. Historia alternatywna, w której wybory w 1942 roku wygrywa młody, bohaterski pilot-antysemita, otwarcie sympatyzujący z nazistami, odznaczony orderem przez Hitlera i twardo protestujący przeciwko przystąpieniu Ameryki do drugiej wojny światowej, widziana oczami młodego żydowskiego chłopca, nie różni się wielce od tego, o czym opowiadają mi znajomi ze Stanów - i to jest najbardziej przygnębiające. Mimo niewesołych wniosków, powieść Rotha (mocno opartą na dokumentach i wydarzeniach z lat 40.) przeczytać warto: chociażby po to, aby obserwować rozwój sytuacji i porównywać współczesne wydarzenia z fikcją literacką.

I jeszcze jeden tytuł - wypatrzony na wystawie dworcowej księgarni, szybko obadany w internetach i niezwłocznie potem nabyty drogą kupna. Fanfik Natalii Osińskiej (wtajemniczeni wiedzą już, co mnie tutaj zainteresowało) znajdziecie w kategorii książek młodzieżowych - oprawa graficzna nawiązuje do pewnej znanej serii, której akcja rozgrywa się wokół jednej z poznańskich dzielnic - ale nie należy się obawiać, że dla osób 20+ będzie to książka niestrawna, infantylna i do bólu przewidywalna. Wręcz przeciwnie - takiej tematyki w polskiej literaturze młodzieżowej jeszcze nie było (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę), i dobrze, że w końcu ktoś się za nią zabrał: w dodatku w oprawie sprawnego, potoczystego języka, i bez przesadnej egzaltacji. Emocje oczywiście są, bo być powinny - ale w bardzo strawnej formie.

I tak mniej-więcej prezentują się moje grudniowe odkrycia literackie: okres przedświąteczny znajduje mnie pogrążoną w lekturze "Kwartalnika Przekrój", ale jeszcze kilka pozycji czeka w kolejce do przeczytania, więc na książkowe podsumowanie roku musimy jeszcze trochę poczekać. Tymczasem życzę Wam, P.T. Czytelnicy, wielu inspirujących lektur pod choinką - i jak najwięcej czasu, aby się w nie spokojnie zagłębić. Weźmy przykład z Islandczyków, i spędźmy choć jeden świąteczny wieczór pod kołdrą w towarzystwie książek i czekolady - co Wy na to?... ;) Wróżka odmeldowuje się do kuchni.