Saturday 28 October 2017

„Trzecia młodość Bociana”, czyli ostrożna romantyczność

Nazywa się Jan Bocian, pochodzi z Królowego Mostu (zbieżność danych z bohaterem filmów Jacka Bromskiego… przypadkowa?), niedawno owdowiał (po raz drugi), a teraz przybywa do Warszawy, aby skorzystać z gościny u syna i synowej, i spokojnie doczekać otwarcia testamentu po (bogatej z domu) nieboszczce żonie…

A poza tym: gra na gitarze, animuje publiczność do wspólnego śpiewu, emabluje młode i piękne kobiety (to już wyłącznie na scenie…), przerzuca się z synową Zdziską – pardon, Zdzisławą – ciętymi komentarzami, i za kołnierz nie wylewa. Skąd wziął się w Teatrze Kamienica?

źródło: Teatr Kamienica

Przede wszystkim: z pomysłu Emiliana Kamińskiego, który podjął się nie tylko reżyserii nowego (premiera miała miejsce 2 września 2017) spektaklu w swojej Kamienicy, ale także zagrał tytułowego bohatera, oraz znacząco „zlokalizował” brytyjski pierwowzór, przystosowując go do polskich realiów tak zgrabnie, że w ogóle nie widać miejsc „szycia”. Temat przewodni sztuki (napisanej przez Simona Mossa na motywach popularnego w wielu krajach sitcomu „Tom, Dick and Harriet”) jest zresztą uniwersalny: oto „wesoły wdowiec”, artysta weselno-imprezowy z prowincji, nie cierpiący na brak sił witalnych i oczekujący na pokaźny zastrzyk gotówki, wkracza z przytupem w poukładane, warszawskie życie swojego syna, Ryszarda (Wojciech Solarz), i jego żony Zdziski – pardon, Zdzisławy (Hanna Konarowska). Im natomiast nie jest do śmiechu i bez wizyty tatusia: Zdzisława, kobieta temperamentna i zaangażowana, podupada nieco na zdrowiu, zaś Ryszard bezskutecznie próbuje znaleźć modelkę do reklamy środka na potencję: klient, który ma ściśle określone wytyczne, czyli sam nie wie, czego chce, domaga się niewinnej blondynki o dużych, niebieskich oczach i takichż piersiach, a biedny Ryszard staje na głowie (lub raczej: na pedałach stacjonarnego roweru), żeby znaleźć rozwiązanie tego mocno skomplikowanego problemu.

źródło: Teatr Kamienica 


Sytuacja staje się coraz bardziej napięta: w otoczeniu Bociana Seniora, wdowca z „perspektywami”, pojawia się coraz więcej osób chętnych do podzielenia się z nim „ciężarem” spodziewanego spadku po zmarłej żonie-dewotce. Zdzisława nie dowierza nikomu: ani Lilce (Sylwia Gliwa), „czułej masażystce” w kostiumie Wonder Woman, ani Gracjannie (Milena Staszuk), bibliotekarce w typie „szarej myszki”. O tę ostatnią, oraz o jej relację z Janem Bocianem, martwi się również owdowiała ciotka Dobrosława (Małgorzata Sadowska): ale czy na pewno ma powody do obaw?...


Każdy z bohaterów „Trzeciej młodości Bociana” ma ściśle określony cel w życiu, i dąży do niego z brutalną niekiedy konsekwencją. Możemy mieć wrażenie, że wszystko już wiemy, i mamy naszych bohaterów podanych na przysłowiowej tacy – ale w finale okazuje się, że poza „doraźnymi” skutkami swoich działań (czasami mocno spłyconych i przerysowanych w typowy dla farsy sposób) bohaterom udało się tak wpłynąć na losy wszystkich pozostałych osób dramatu, że  w ostatecznym rozrachunku nikt nie jest pokrzywdzony, choć na pozór nic nie wyszło tak, jak się tego spodziewali Bocian i spółka.

źródło: Teatr Kamienica 

Może więc pośród oparów lejącego się strumieniami  chińskiego szampana, pośród pośpiechu, zamieszania i piętrowych nieporozumień, kryje się coś ważniejszego? Może Jan Bocian ujmuje i porywa publiczność nie dlatego, że wykonywane przez niego piosenki należą od tak zwanej „muzyki biesiadnej” – ale dlatego, że przemawiają one głosem Emiliana Kamińskiego do tej ukrytej cząstki naszej duszy, w której trzymamy marzenia o romantycznej miłości i rodzinie: a do tego nie są nam wcale potrzebne miliony z testamentu…

Spektakl kończy się w momencie, który w serialowym pierwowzorze można umiejscowić dopiero w połowie akcji: czy to oznacza, że będziemy mieć okazję do ponownego spotkania z Bocianami i ich przyjaciółmi? Czy główny bohater ma przed sobą nie tylko trzecią, ale i czwartą młodość? Być może. Na razie skupmy się na tym, co mamy: a w tym roku kalendarzowym mamy możliwość obejrzenia „Trzeciej młodości Bociana” jeszcze osiem razy: 11 i 24 listopada oraz 1, 2 (dwa spektakle), 30 i 31 grudnia (również dwa spetakle). Potraktujmy to jako świetną okazję do naładowania akumulatorów na jesień i zimę!

źródło: Teatr Kamienica 


Dziękuję Dyrekcji Teatru Kamienica za zaproszenie na spektakl.

Sunday 22 October 2017

Natalia Osińska – Slash, czyli od Defying Gravity do My Shot

Na nazwiska niektórych pisarzy reaguję jak pies Pawłowa. Czasami ma to związek z daleko posuniętym syndromem sztokholmskim (ekhm, Musierowicz, ekhm) – czasami po prostu nie mogę się doczekać obcowania z kolejną książką ich autorstwa.

Tak się zatem złożyło, że w tym jakże niewesołym dla mnie momencie życia ekonomicznego (remont się skończył, strych jest cudowny, a kredyt jakoś nie chce maleć) rzuciłam się na kontynuację wydanego w ubiegłym roku Fanfika jak mój kot na masło. W przeciwieństwie do Myszy, która zawsze obrywa za takie akcje, ja jestem z mojego spontanicznego wyskoku bardzo zadowolona.

Dla tych spośród P.T. Czytelników, którzy nie wiedzą, o co kaman: Natalia Osińska pisze książki dla młodzieży, które mocno odstają (pozytywnie!) od mojej osobistej wizji książek dla młodzieży. Jej bohaterowie są zachwycająco prawdziwi – do tego stopnia, że bardzo często irytują mnie i prowokują do wywracania oczami, ale w ostatecznym rozrachunku nie sposób im nie kibicować. Wyżej wspomniani bohaterowie mieszkają w Poznaniu: ale nie na klimatycznych Jeżycach (czy ja to robię specjalnie? Pewnie tak…), tylko na Grunwaldzie (pozdro, yo, przepędziłam tam większość pierwszego roku). Mają problemy ze szkołą, rodziną, i samymi sobą: a sposób przedstawiania tychże problemów po prostu obezwładnił mnie świeżością i taktownym podejściem do tematu.

Z blurba, który zachęcił mnie w ubiegłym roku do wejścia do dworcowej księgarni i nabyciu Fanfika (mój pociąg już zapowiadali, fyi), nie wynika bowiem – i dobrze – że mamy do czynienia z książką o problemach z identyfikacją płciową.

Może ja się nie znam, Drodzy, ale tego chyba jeszcze nie było w rodzimej literaturze dla nastolatków i YA.

A poza tym: nawiązania do musicali, nawiązania do hiperpoprawności politycznej i umiłowania dla „etykietek” w środowisku tumblrowym (dobrze wiedzieć, że nie tylko mnie to w…yprowadza z równowagi), reagowanie na bieżące wydarzenia społeczne i polityczne (to już Slash), i bardzo płynny, obrazowy język.


I historia o przyjaźni, zaufaniu oraz szukaniu własnej tożsamości, którą powinno się delikatnie podsuwać młodym ludziom borykającym się ze swoją tożsamością w ramach szeroko zakrojonej grupy LGBTQ.

Miałam napisać coś więcej o fabule, ale tego nie zrobię: jeśli słyszeliście już o książkach Natalii Osińskiej, pewnie dopadły Was jakieś bliższe szczegóły, ale jeśli nie – zróbcie sobie tę przyjemność i wkroczcie w tę opowieść bez jakichkolwiek założeń i oczekiwań. Nie musicie wiedzieć, dlaczego progres od zainteresowania Wicked do Hamiltona jest ważnym symptomem rozwoju jednej z postaci. Nie musicie niczego z góry zakładać. Nie powinniście wręcz sugerować się kwaśnymi wypowiedziami na forach internetowych, które dissują Fanfik i Slash jako „chwalone przez kręgi lewicowo-feministyczne, więc pewnie bezwartościowe lub ostro propagandowe”.

Zamiast tego: zastanówcie się, czy nie byłoby dobrze poświęcić kilku godzin na zapoznanie się z obiema pozycjami: to mocny duet, który dobrze jest „łyknąć w pakiecie”. I porozmawiać z kimś, kto być może jest blisko Was, i w podobny sposób woła o pomoc.

Mocno nieskładne to wszystko, wiem. Ważne, że chodzi tu o naprawdę ciekawy kawałek literatury: tak dla osób spod znaku tęczowej, jak i czarnej parasolki.

Dobrego czytania: pogoda nam sprzyja! ;)