Freddie był zawsze, odkąd tylko pamiętam swoje "świadome" słuchanie muzyki. Nuciłam jego piosenki, oglądałam koncerty archiwalne (oraz projekty z serii Queen z towarzyszeniem Tu Wstaw Nazwisko), a przy okazji wyjazdu z rodzicami do Londynu odwiedziłam Logan Place w Kensington, żeby sprawdzić, czy fani nadal zostawiają kartki, kwiaty i graffiti na murze domu Freddiego. (Odpowiedź brzmi: tak, choć te oznaki sympatii są regularnie usuwane przez obecnych mieszkańców domu).
Moja "podprogowa" sympatia dla Freddiego i podziw dla Jego dokonań nie może się jednak równać z zaangażowaniem i wiedzą koleżanki Anki K., zajmującej sąsiednie biurko w moim korpoświecie. To od niej pożyczyłam The Definitive Biography, wydaną w drugiej połowie lat 90. książkę autorstwa dziennikarki Lesley-Ann Jones, swego czasu blisko związanej z Queen i dysponującej tak zwanymi "dojściami" do zespołu, przyjaciół oraz rodziny Freddiego.
Autorka wykonała rzeczywiście kawał reporterskiej roboty. W poszukiwaniu prawdy o "korzeniach" Freddiego Mercury'ego - a raczej: Farrokha Bulsary - wybrała się w podróż na Zanzibar (którego władze i mieszkańcy niechętnie przyznają się do "asocjacji" z jedną z największych gwiazd światowego rocka) oraz do Indii. Przeprowadziła szereg wywiadów z bliskimi Freddiego (docierając nawet do przelotnie poznanych osób, niejednokrotnie przedstawiających ciekawą perspektywę mniej znanych epizodów z życia artysty) i przekopała się przez tony materiałów prasowych. A mimo to - coś mi w tej książce nie grało.
Czułam się trochę tak, jakby Autorka co kilkadziesiąt stron przypominała sobie, że dawno nie omawialiśmy zagadnienia tożsamości seksualnej Freddiego, więc proszę: bach!, oto kilka(naście) stron rozważań i opisów, czasami dość dosadnych! Dopuszczam możliwość, że to kwestia osobnicza: nigdy nie miałam specjalnego problemu z akceptowaniem osób o nieheteronormatywnej (lubię to słowo!) orientacji seksualnej, ani nie interesowałam się obsesyjnie tym, co takowe osoby mogą porabiać w łóżku z innymi osobami. Nie uważam, żeby był to jakiś szczególny powód do odczuwania wstydu (wręcz przeciwnie...), toteż przydługie wywody próbujące jednoznacznie określić, czy Freddie był gejem, czy "tylko" bi - skoro wchodził w głęboko emocjonalne, a niekiedy również seksualne, związki z kobietami - wymęczyły mnie i odebrały mi część przyjemności płynącej z lektury.
Ale mimo to: polecam fanom Freddiego i Queen zajrzenie do książki pani Jones, spisanej "na świeżo" (stosunkowo) i wolnej od (większych?...) przekłamań i konfabulacji. Być może nigdy nie dowiemy się prawdy o pewnych aspektach życia Freddiego, ale przynajmniej ustalimy pewne fakty, które radośnie zlekceważył reżyser Bohemian Rhapsody. ;)
Moja "podprogowa" sympatia dla Freddiego i podziw dla Jego dokonań nie może się jednak równać z zaangażowaniem i wiedzą koleżanki Anki K., zajmującej sąsiednie biurko w moim korpoświecie. To od niej pożyczyłam The Definitive Biography, wydaną w drugiej połowie lat 90. książkę autorstwa dziennikarki Lesley-Ann Jones, swego czasu blisko związanej z Queen i dysponującej tak zwanymi "dojściami" do zespołu, przyjaciół oraz rodziny Freddiego.
Autorka wykonała rzeczywiście kawał reporterskiej roboty. W poszukiwaniu prawdy o "korzeniach" Freddiego Mercury'ego - a raczej: Farrokha Bulsary - wybrała się w podróż na Zanzibar (którego władze i mieszkańcy niechętnie przyznają się do "asocjacji" z jedną z największych gwiazd światowego rocka) oraz do Indii. Przeprowadziła szereg wywiadów z bliskimi Freddiego (docierając nawet do przelotnie poznanych osób, niejednokrotnie przedstawiających ciekawą perspektywę mniej znanych epizodów z życia artysty) i przekopała się przez tony materiałów prasowych. A mimo to - coś mi w tej książce nie grało.
Czułam się trochę tak, jakby Autorka co kilkadziesiąt stron przypominała sobie, że dawno nie omawialiśmy zagadnienia tożsamości seksualnej Freddiego, więc proszę: bach!, oto kilka(naście) stron rozważań i opisów, czasami dość dosadnych! Dopuszczam możliwość, że to kwestia osobnicza: nigdy nie miałam specjalnego problemu z akceptowaniem osób o nieheteronormatywnej (lubię to słowo!) orientacji seksualnej, ani nie interesowałam się obsesyjnie tym, co takowe osoby mogą porabiać w łóżku z innymi osobami. Nie uważam, żeby był to jakiś szczególny powód do odczuwania wstydu (wręcz przeciwnie...), toteż przydługie wywody próbujące jednoznacznie określić, czy Freddie był gejem, czy "tylko" bi - skoro wchodził w głęboko emocjonalne, a niekiedy również seksualne, związki z kobietami - wymęczyły mnie i odebrały mi część przyjemności płynącej z lektury.
Ale mimo to: polecam fanom Freddiego i Queen zajrzenie do książki pani Jones, spisanej "na świeżo" (stosunkowo) i wolnej od (większych?...) przekłamań i konfabulacji. Być może nigdy nie dowiemy się prawdy o pewnych aspektach życia Freddiego, ale przynajmniej ustalimy pewne fakty, które radośnie zlekceważył reżyser Bohemian Rhapsody. ;)
No comments:
Post a Comment