Monday 31 December 2018

161/156. Leni Zumas, "Czerwone zegary"

Kiedy czyta się książkę o Ameryce, w której zdelegalizowano aborcję oraz in vitro, a w życie wchodzą właśnie przepisy uniemożliwiające adopcję dzieci przez osoby samotne, w sposób naturalny przychodzą człowiekowi do głowy dystopie w rodzaju Opowieści podręcznej, oraz obrazki z zaczernionych ulic własnego kraju. Czerwone zegary mogłyby bardzo łatwo zsunąć się w objęcia  klisz i stereotypów (kiedy czyta się w blurbie o nauczycielce, bezskutecznie próbującej zajść w ciążę, oraz wzorowej uczennicy zaliczającej tzw. "wpadkę", rozwiązania fabularne nasuwają się same) - szczęśliwie Leni Zumas udało się tego uniknąć, i stworzyć historię bez klasycznego happyendu (żadna z bohaterek, być może z wyjątkiem znachorki, nie uzyskuje dokładnie tego, co jej się marzyło - o ile w ogóle wychodzi z tej historii "na plusie"), ale za to z szeregiem celnych spostrzeżeń dotyczących współczesnego spojrzenia na kobiece ciało, płodność, procesy reprodukcyjne, oraz ogólnie pojmowaną, i w cudzysłów ujmowaną, "moralność".

Nie jest to książka, którą stawiałabym w jednym rzędzie ze "sztandarową" powieścią Atwood - niewątpliwie jednak warto zajrzeć do Czerwonych zegarów (poleca je Naomi Alderman, co samo w sobie powinno stanowić ważny argument ZA lekturą) - a w przyszłym roku porównać je z zapowiadanym sequelem Opowieść podręcznej. Trwam w oczekiwaniu.

Thursday 27 December 2018

163/156. Małgorzata Bryl-Sikorska: "Przełom"

To jest książka z ładnymi ilustracjami, i sporą dozą wiedzy zaczerpniętej z książek typu Sekretne życie zwierząt.
I to w zasadzie wszystko, co we mnie pozostało.

160/156. Nadiya Hussain: "The Secret Lives of the Amir Sisters"

Nadiya Hussain zwyciężyła w mojej ulubionej serii The Great British Bake Off - nic więc dziwnego, że domowe wypieki zajmują ważne miejsce w akcji Sekretnego życia sióstr Amir, pełniąc wręcz rolę rozwiązania ex macchina wszystkich trapiących bohaterki problemów. Mimo to powieściowy debiut Nadiyi, pochodzącej z Bangladeszu muzułmanki, oddanej żony, matki trojga dzieci, zwyciężczyni GBBO, autorki tortu urodzinowego dla królowej Elżbiety, prezenterki programów telewizyjnych oraz osoby odpowiedzialnej za przepis na brownie, z którego korzystam przynajmniej raz w miesiącu, tchnie radosną świeżością i optymizmem. Niewiele wiem o życiu w hołdującej tradycjom religijnym i kulturowym wielodzietnej rodzinie Bengalczyków, muszę więc uwierzyć Autorce na słowo, gdy opisuje stosunki pomiędzy czterema siostrami Amir - z których każda reprezentuje inny typ, być może nieco zbyt uschematyzowany - oraz ich rodzicami, przyjaciółmi i znajomymi. Nie jest to książka pozbawiona wad, ale niewątpliwie czyta się ją ze sporą przyjemnością. W planach wydawniczych figuruje sequel tej historii - być może skuszę się i na niego.

159/156. I. Wiśniewska: "Lud z grenlandzkiej wyspy"

Coś mi tu nie grało. Zupełnie nie wiem, co - ale jednak, nie grało.
I było mi zimno od czytania - co w przypadku Hen wcale mi nie przeszkadzało, ale tutaj: przeciwnie.
Czy ktoś byłby uprzejmy mi to wyjaśnić? Tylko poważne oferty.

158/156. "Ojciec". Opowiadania

Mam bardzo dobre relacje z moim Ojcem, co zawsze stanowiło dla mnie powód do radości.
Bohaterowie tego zbioru opowiadań mają (w większości) zupełnie inne doświadczenia, i próbują je przepracowywać w ujęciu fikcyjnym. Nie miałabym najmniejszego problemu w rozpoznaniu stylu większości Autorów (Witkowski, Dukaj, Orbitowski, Szczerek), co samo w sobie stanowi dość interesujący aspekt artystyczny zbioru.
Zdecydowanie polecam Ojca wszystkim tym, którzy pragną zobaczyć swoje prywatne relacje ojcowsko-synowskie (córkom może być nieco trudniej utożsamić się z niektórymi historiami/doświadczeniami) w perspektywie, lub raz jeszcze je przemyśleć.
(A laury dla najlepszego autora zbiera, jak to ma u mnie ostatnio w zwyczaju - Jakub Małecki.)

157/156. "Wielki Ogarniacz Życia - we dwoje"

Jak się okazało (i nikt się temu nie dziwi), nie jestem odpowiednim targetem dla tej konkretnej książki. O ile Pani Bukowa pijąca wino na butelki oraz nie przejmująca się linią (bo doskonałość to forma kulista) jest mi bardzo bliska duchowo - o tyle okołorandkowe rozkminy oraz wyzwania, jakie niesie ze sobą życie w związku o charakterze miłosnym, są mi ideologicznie obce. No cóż...

Sunday 16 December 2018

156/156. Jakub Małecki: "Nikt nie idzie"

Prawdopodobnie najważniejsza książka, jaką przeczytałam w tym roku.

Kupiłam ją zaraz po premierze, na początku listopada - a przeczytałam niespełna miesiąc później, jako sto pięćdziesiątą szóstą pozycję w roku dwa tysiące osiemnastym. Z perspektywy kilku tygodni, jakie dzielą mnie od zakończenia lektury, mogę powiedzieć, że moje spotkanie z Nikt nie idzie przypadło na końcówkę dwumiesięcznego okresu ciężkiej depresji, apatii i ogólnej degrengolady emocjonalnej, przeplatanej atakami paniki, chroniczną bezsennością, i spowodowaną wyczerpaniem histerią.

Najwyraźniej potrzebowałam tej niespecjalnie wesołej opowieści o stracie, skomplikowanych relacjach rodzinnych, ciastach pieczonych jako odmiana po karierze w korporacji oraz japońskiej poezji (choć nigdy nie należałam do miłośników haiku), żeby pozbierać się do przysłowiowej kupy. Drogi Autorze - dziękuję.

Przełom nastąpił we mnie dzięki jednemu cytatowi: zamieszczam go tutaj, na wypadek, gdyby okazał się potrzebny i Wam.

Czasami podczas podróży ogarniało ją zdziwienie, że tak bardzo potrafi skupić się na drobnym wycinku świata, ignorując całą olbrzymią resztę. Szef, chamski komentarz na Fejsie, krzywe spojrzenie sąsiadki. Nieporozumienie z koleżanką i korek na Marszałkowskiej. Siedziała przy plastikowym stoliku w gruzińskiej knajpie albo na ławce przed Błękitnym Meczetem i patrzyła na ludzi, dla których jej szef, jej profil fejsbukowy i jej sąsiadka nie istniały, bo cała Warszawa, cała Polska była dla nich tylko jednym z kolejnych przystanków na mapie jednej z kolejnych podróży.

Wracała z poczuciem, jakby po bokach i z tyłu głowy wykształciły jej się dodatkowe oczy, a potem wizja powoli z powrotem się zawężała. Inne miejsca i światy oddalały się coraz bardziej, aż do kolejnego urlopu i kolejnego olśnienia w terminalu lotniska Okęcie.

155/156. Leonard Cohen: "Płomień"

Jeżeli czegoś mi brakowało podczas lektury wierszy, tekstów i zapisków Leonarda Cohena - to tylko dwujęzycznej formy książki, jak w przypadku ostatniej powieści Nabokova, odtwarzanej z notatek na rewersach bibliotecznych i wydrukowanych obok polskiego tłumaczenia. Oryginalne brzmienie tekstów jestem sobie w stanie odtworzyć; zamieszczone w tomiku faksymilia pomagają wczuć się w język, którym operuje Cohen: ale nie ukrywam, że kiedyś nabędę pewnie także anglojęzyczną wersję Płomienia, dla samej przyjemności czytania poezji Leonarda tak, jak On ją pisał.

154/156. Hanna Krall: "Sześć odcieni bieli"

Są reportażyści dobrzy, bardzo dobrzy, świetni - i jest Hanna Krall, klasa sama w sobie. Bez względu na to, czy pisze o brutalnym morderstwie w obrębie niewielkiej społeczności, o pomysłach na romanse autorstwa przedstawicieli Nowej Klasy Robotniczej, czy o sześcioosobowej rodzinie gnieżdżącej się w mieszkaniu zdecydowanie za małym na ich potrzeby, Krall tworzy reporterskie perełki, rozpalające wyobraźnię czytelników. I nie jest istotne, czy się cokolwiek pamięta z opisywanych przez Nią czasów -jak ja - czy też jest się dzieckiem zupełnie nowego ustroju, z zupełnie nowymi problemami. Sześć odcieni bieli opisuje nas wszystkich, takich, jakimi jesteśmy - zawsze, uniwersalnie, i być może - ostatecznie, i bez szans na zmianę.

Thursday 6 December 2018

150, 153/156. J.S.A. Corey: "Wojna Kalibana" / "Wrota Abaddona"

Ja jestem prostym i nieskomplikowanym człowiekiem. Dobra space opera potrafi mnie ucieszyć równie mocno, jak dzieło noblisty - o ile jest to dobra space opera, z wartką akcją, sensownym podkładem naukowym, oraz ciekawymi bohaterami.

Służącą za kanwę serialu The Expanse serię powieści autorstwa dwóch panów (w tym asystenta GRRMartina) sygnujących się jednym pseudonimem zaczęłam czytać od starego wydania pierwszego tomu: jakiś czas temu rozpisywałam się nad słabością tamtej wersji, przy opracowywaniu której budżet na tłumacza skończył się w połowie. Tom drugi i trzeci przybyły do mnie z biblioteki w okresie natężonej aktywności bakterii i wirusów, i wydatnie poprawiły jakość mojej rekonwalescencji. Opowieści o perypetiach Jima Holdena i załogi Rosynanta mają właściwy ciężar gatunkowy - jest tu sporo scen akcji, zbalansowanych przemyśleniami na tak zwane tematy ostateczne; wielkie osiągnięcia ludzkości oraz małość jednostki; humor i patos - kwalifikujący je jako Bardzo Dobre SF - przynajmniej w moim prywatnym rankingu.

Aczkolwiek bardzo się cieszyłam, mogąc rzucić się na tom trzeci zaraz po skończeniu lektury drugiego, ponieważ cliffhanger był niecy i zdradziecki. Dlatego też cieszy mnie niepomiernie obecność polskiego tłumaczenia tomu czwartego na półkach księgarni... choć kusi mnie przejście na język oryginału, dla szybszego dostępu to tak zwanego contentu.

Ps. Serial też zaczęłam oglądać. Jest moc - choć dobrze zrobiłam rozpoczynając od literackiego pierwowzoru...

Wednesday 5 December 2018

149/156. A. Kroh, SKLEP POTRZEB KULTURALNYCH

Ludzi z nizin pociąga uromantycznianie górali i ich kultury. Jeździmy tam na wakacje, klaszczemy w rytm mniej lub bardziej tradycyjnych melodii, "bratamy się" z "lokalsami", a po powrocie opowiadamy, jak bardzo na miejscu czujemy się na Podhalu.

Antoni Kroh wyjechał do Bukowiny jako mały chłopiec, i tam przez pewien czas chodził do szkoły, latami czując się jak outsider pomiędzy swoimi rówieśnikami. Jako dorosły mężczyzna ukończył etnografię, i przez pewien czas pracował w zakopiańskim muzeum, odbrązawiając swoje wyobrażenia o krainie, w której spędził dzieciństwo. Z tych dywagacji, anegdot, esejów, obserwacji i przemyśleń powstał Sklep potrzeb kulturalnych: zbiór myśli, które pomagają człowiekowi z nizin zrozumieć, jak mało naprawdę wie i rozumie na temat górali, ich życia oraz ideałów. Jak płytkie bywają jego przemyślenia, i jak dużo musi się dopiero nauczyć. Polecam książkę Kroha - szczególnie w zaktualizowanej wersji Po remoncie, która sama czytałam - wszystkim entuzjastom góralszczyzny, którzy chcieliby wyjść poza odpustową jarmarczność, i dowiedzieć się więcej o tym regionie, i ludziach tworzących jego historię.