Trudno się czasem czyta książki do krwi i kości prawdziwe,
dotykające rzeczywistych problemów pod przykrywką fabuły powieściowej. Magariel
porusza w Naszym chłopaku* kwestię
współuzależnienia w rodzinie – alkoholika, hazardzisty, czy – jak w opisywanym
przypadku: narkomana, próbującego normalnie wypełniać obowiązki ojca i głowy
rodziny. Narrator powieści, młodszy syn uzależnionego, próbuje wkupić się w
łaski ojca na przeróżne sposoby, łącznie ze składaniem fałszywych zeznań, w
wyniku których zostaje przeniesiony spod opieki matki pod kuratelę ojca (rodzice
są po rozwodzie, którego przyczyn można się doszukiwać tak w niedojrzałości
obojga małżonków, jak i w licznych wypadkach stosowania przemocy – psychicznej i
fizycznej – wobec żony). Narrator i jego starszy brat twardo stoją po stronie
ojca, pogardzając „słabą” matką. O tym, na ile ich spojrzenie na relacje między
rodzicami pokrywa się lub mija z rzeczywistością, dowiadujemy się z pozycji przerastającej
narratora; Autor bardzo przekonująco oddaje bowiem procesy myślowe zachodzące w
głowie młodego, łatwo ulegającego wpływom innych chłopca, który chce być przyjęty
do „paczki” – klanu dowodzonego przez ojca postrzeganego w kategoriach herosa. Spoglądając
zza ramienia młodego bohatera, widzimy więcej (wyraźniej?), i o wiele prędzej
zaczynamy się orientować, gdzie leży prawda o motywacjach i pragnieniach
poszczególnych postaci. Nie jest to obraz ani piękny, ani radosny – jest za to do
bólu prawdziwy, i za takie jego przedstawienie należą się Autorowi wielkie
brawa.
Nasz chłopak jest debiutem ostrym, skoncentrowanym, „bijącym po oczach” i uderzającym czytelnika w splot słoneczny trafnością opisu i diagnozy problemu uzależnienia jednej osoby rozkładającego się na całą rodzinę. Jest to również bardzo przenikliwa analiza metod manipulacji stosowanych przez osoby, które znają nas najlepiej, i w związku z tym potrafią zranić najmocniej. To nie jest najlepsza lektura na pogodne, słoneczne popołudnie – a w takie właśnie ją czytałam – ale z całą pewnością jest to książka, którą przeczytać warto. Bez względu na pogodę. Chociażby po to, żeby spróbować wyciągnąć wnioski z sytuacji życiowej bohatera – i sprawdzić, na ile możemy się z nim utożsamiać.
Bo być może przyszedł czas, żeby z naszego stać się swoim własnym.
* Tytuł oryginału brzmi „One of the Boys”, i wydaje mi się,
że w tej formie znacznie lepiej oddaje problematykę powieści.
No comments:
Post a Comment