Monday, 6 August 2018

96/104. Robert Magariel, "Nasz chłopak"

Trudno się czasem czyta książki do krwi i kości prawdziwe, dotykające rzeczywistych problemów pod przykrywką fabuły powieściowej. Magariel porusza w Naszym chłopaku* kwestię współuzależnienia w rodzinie – alkoholika, hazardzisty, czy – jak w opisywanym przypadku: narkomana, próbującego normalnie wypełniać obowiązki ojca i głowy rodziny. Narrator powieści, młodszy syn uzależnionego, próbuje wkupić się w łaski ojca na przeróżne sposoby, łącznie ze składaniem fałszywych zeznań, w wyniku których zostaje przeniesiony spod opieki matki pod kuratelę ojca (rodzice są po rozwodzie, którego przyczyn można się doszukiwać tak w niedojrzałości obojga małżonków, jak i w licznych wypadkach stosowania przemocy – psychicznej i fizycznej – wobec żony). Narrator i jego starszy brat twardo stoją po stronie ojca, pogardzając „słabą” matką. O tym, na ile ich spojrzenie na relacje między rodzicami pokrywa się lub mija z rzeczywistością, dowiadujemy się z pozycji przerastającej narratora; Autor bardzo przekonująco oddaje bowiem procesy myślowe zachodzące w głowie młodego, łatwo ulegającego wpływom innych chłopca, który chce być przyjęty do „paczki” – klanu dowodzonego przez ojca postrzeganego w kategoriach herosa. Spoglądając zza ramienia młodego bohatera, widzimy więcej (wyraźniej?), i o wiele prędzej zaczynamy się orientować, gdzie leży prawda o motywacjach i pragnieniach poszczególnych postaci. Nie jest to obraz ani piękny, ani radosny – jest za to do bólu prawdziwy, i za takie jego przedstawienie należą się Autorowi wielkie brawa.

Nasz chłopak jest debiutem ostrym, skoncentrowanym, „bijącym po oczach” i uderzającym czytelnika w splot słoneczny trafnością opisu i diagnozy problemu uzależnienia jednej osoby rozkładającego się na całą rodzinę. Jest to również bardzo przenikliwa analiza metod manipulacji stosowanych przez osoby, które znają nas najlepiej, i w związku z tym potrafią zranić najmocniej. To nie jest najlepsza lektura na pogodne, słoneczne popołudnie – a w takie właśnie ją czytałam – ale z całą pewnością jest to książka, którą przeczytać warto. Bez względu na pogodę. Chociażby po to, żeby spróbować wyciągnąć wnioski z sytuacji życiowej bohatera – i sprawdzić, na ile możemy się z nim utożsamiać.

Bo być może przyszedł czas, żeby z naszego stać się swoim własnym.
* Tytuł oryginału brzmi „One of the Boys”, i wydaje mi się, że w tej formie znacznie lepiej oddaje problematykę powieści.

No comments:

Post a Comment