Friday 1 February 2019

Styczeń w czytelni: Uniwersum Parasola, HCE, Oz i Lem

Patrzę na "licznik", i nie wierzę - dwadzieścia sześć tytułów?! No, dobrze: na sporą część tej liczby składają się powtórki, ale nie zmienia to faktu, że rozpoczęłam ten rok czytelniczym maratonem. Zobaczymy, co będzie dalej.

W temacie rzeczonych powtórek: rozpoczęłam pewien projekt, całkiem na własny użytek; nazywa się to-to HCE (Hipotetyczne Cząstki Elementarne), i zapewne nie jest potrzebny nikomu oprócz mnie samej: a zresztą, okaże się (pewnie bliżej marca), czy będziecie zainteresowani moimi wynurzeniami na temat popularnej onegdaj literatury dla młodych panienek.
Zaczęłam również powtórkę twórczości Gail Carriger, w ramach The Great Parasolverse Read Along 2019 - po czym wybiegłam o kilka pozycji naprzód, żeby dokończyć cykl Finishing School - tak się bowiem złożyło, że kilka lat temu nabyłam zamykającą ten czworoksiąg Manners & Mutiny, po czym zrzuciłam ją w otchłanie czytnika ebooków, i nigdy nie dowiedziałam się, jak też zakończył się ten prequel do przygód Alexii Tarabotti. (Odpowiedź brzmi: wspaniale się zakończył, i bardzo jestem rada, że tak się pospieszyłam z czytaniem.)

Co zaś do książek przeczytanych po raz pierwszy: najgorsze wrażenie zrobił na mnie Tatuażysta z Auschwitz, pod adresem którego skierowałam już na łamach tego bloga kilka "ciepłych słów". Co natomiast podobało mi się najbardziej? Prawdopodobnie To samo morze Amosa Oza: nieodżałowanej pamięci pisarz powiedział kiedyś, że chciałby być znany jako autor jest właśnie powieści (o ile określenie to pasuje do poetyckiej prozy opisującej historię ojca i syna, szukających równowagi emocjonalnej utraconej z odejściem ich żony i matki. W dziwny sposób wiąże się ta opowieść z drugą książką Oza, jaką przeczytałam na początku tego roku: Poznać kobietę; to niewątpliwie dobra proza, ale nie rezonowała ze mną na takim samym poziomie, jak To samo morze (które, niniejszym, serdecznie Wam polecam).

Zachwycił mnie ponadto Lem: zarówno w postaci studium samotności człowieczej (Solaris), jak i... powieści w stylu Żeromskiego (Szpital Przemienienia), bez jakichkolwiek elementów fantastycznych bądź nadnaturalnych. Z powodów całkiem osobistych natomiast - jestem wielce kontenta z lektury Spectacles, autobiograficznej powieści Sue Perkins. Napiszę o niej zapewne w najbliższych tygodniach, kiedy dokończę czytanie książki autorstwa Mel Giedroyc - żeby zrobić tutaj ładną klamerkę.

Nie dokończyłam w tym miesiącu trzech rozpoczętych książek - między innymi utwierdzając się w przekonaniu, że mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie przełknąć powieści Anety Jadowskiej. Wzdech i smutek. A przecież mieszkałam kiedyś na Legionów w Toruniu. Pierwsze rozdziały powieści o Dorze Wilk były jak powrót do domu... Ech.

A co Was urzekło/odrzuciło czytelniczo w tym zimnym i ponurym styczniu? :)

No comments:

Post a Comment