Tuesday 19 February 2019

Marta Kisiel, „Nomen omen”: więcej niż alternatywny przewodnik po Wrocławiu.


Życie obdarzyło Salomeę Klementynę Przygodę imponującym wzrostem, przyjemnymi krągłościami (zwanymi też przyczynkiem do kompleksów), rudym warkoczem oraz rodziną o skłonnościach do nadmiernego ekstrawertyzmu. Kiedy Salka po raz kolejny wpada na własną matkę, opowiadającą przypadkowej osobie o życiu erotycznym córki (tudzież braku takowego), przysłowiowa słomka łamie jej równie przysłowiowy kręgosłup – wskutek czego dziewczyna wyprowadza się daleko od rodziców, hołubionego przez wszystkich młodszego brata oraz ukochanej babci, i trafia do starej willi we Wrocławiu, pod skrzydła dość specyficznej starszej pani oraz papugi ze słabością do przemocy w stylu Warcrafta. I och, gdybyż to było wszystko, co czeka ją na stancji! Zanim historia Salki dobiegnie końca, dziewczyna dozna kilku poważnych wstrząsów natury fizycznej i psychicznej, dowie się sporo o uniwersalnych prawach rządzących dynamiką relacji między rodzeństwem (bez względu na wiek i płeć tego rodzeństwa), wyciągnie brata z niezłych tarapatów (niestety, nie na długo), spróbuje przywołać ducha bardzo nieprzyjemnego człowieka, upadnie na mopsa i przekona się, że ma więcej wspólnego z pewnym sympatycznym doktorantem, niż jej się początkowo wydawało…

Okładka autorstwa Tomasza Majewskiego kompletnie i totalnie mnie zauroczyła.
Jeśli ominęło Was pierwsze wydanie Nomen omen z 2014 roku, powinniście poważnie przemyśleć nadrobienie lektury tej książki: szczególnie jeśli w międzyczasie czytaliście Toń – powieści te łączą się bowiem w przepyszny sposób. Jeśli CZYTALIŚCIE Nomen omen, pozwolę sobie zasugerować, że powrót do tej książki w obliczu ostatnich publikacji Autorki (Toń, ekhm, Toń!) również może przynieść Wam sporo radości i satysfakcji. Marta Kisiel ma bowiem wyjątkowy talent do a) splatania losów swoich bohaterów w przedziwny gobelin historii, i b) opisywania Wrocławia, w dowolnym okresie historycznym. Osobiście głosuję za wprowadzeniem do oferty turystycznej tego miasta spacerów śladami bohaterów Ałtorki – podobnych do wycieczek inspirowanych powieściami Jo Nesbo w Oslo, lub Złym w Warszawie – widzę w tym ogromny potencjał, o ile uczestnicy nie wylądują w Odrze, jak się to przydarza Salce Przygodzie już w prologu Nomen omen. W przypadku Salki w grę wchodzą jednak pewne okoliczności z rodzaju nadprzyrodzonych, których potencjalni spacerowicze prawdopodobnie nie muszą się obawiać. Chociaż w sumie – kto wie?



Nomen omen jest bowiem opowieścią o tym, że wszyscy skrywamy jakieś tajemnice – i ponosimy konsekwencje naszych decyzji, czasami w wiele lat po ich podjęciu. Przy czym ważne jest, aby pamiętać, że nawet najszlachetniejsze intencje mogą się okazać znakomitym budulcem dróg w różne nieprzyjemne miejsca, ponieważ nie jesteśmy w stanie przewidzieć wszystkich konsekwencji naszych działań. Odnosi się to zarówno do najpoważniejszych sytuacji życiowych, jak i do drobiazgów: wyboru nici do przyszycia guzika, księgarni, w której poszukujemy opracowania na zajęcia u gderliwego profesora, czy nowego miejsca zamieszkania, które ma nam pomóc oddalić się nieco od przytłaczającej rodziny. W praktyce jednak jesteśmy o wiele mocniej zżyci, a nawet zszyci – nomen omen?—z ludźmi, niż nam się wydaje: i potrzebujemy ich, żeby udźwignąć ciężar naszych decyzji wraz ze wszystkimi ich konsekwencjami.

A jeśli przy okazji okaże się, że nawet najdziwniejsza rodzina nie jest AŻ TAK zła, jak nam się wydaje – choć być może ma co nieco za uszami, i jest w stanie zaskoczyć nas na wiele sposobów? No cóż. Nikt nie mówił, że życie będzie proste. I nikt nie wie tego lepiej, niż Salka – jakże symptomatycznie nazwana – Przygoda.

Z tego miejsca gorąco Was zachęcam, abyście dali tej dziewczynie szansę, i sprawdzili, jaki będzie finał jej przygód (znowu to podwójne znaczenie! Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z jakimś... motywem przewodnim?...). Mnie wciągnęło z uszami, czego i Wam życzę!

PS. Jeśli czegoś nie rozumiem, to opinii na pewnym popularnym portalu, w których z dużą dozą obrzydzenia przywoływany jest pewien objaw kataru, i skutek uboczny płaczu. A przecież naturalia non sunt turpia, jak by powiedziała pani Matylda...

Marta Kisiel: Nomen omen
Wydanie II
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 13 lutego 2019

Dziękuję Wydawnictwu za sposobność ponownego zajrzenia do Wrocławia i/lub Breslau.

No comments:

Post a Comment