W moim małym światku, nazwisko Marii Dulębianki pojawia się najczęściej zaraz po Marii Konopnickiej – bardzo rzadko natomiast (jeśli w ogóle): samodzielnie. Karolina Dzimira-Zarzycka udowadnia tymczasem w swojej świeżo wydanej przez Marginesy książce, że (paradoksalnie) warto pomyśleć o obu Mariach osobno.
„Paradoksalnie” – ponieważ Dulębianka i Konopnicka spędziły razem dwadzieścia lat, przenosząc się razem z miejsca na miejsce i tworząc związek, który nazwalibyśmy w ich czasach siostrzeństwem, lub małżeństwem bostońskim, a współcześnie: prawdopodobnie... po prostu rodziną? Do tej kwestii jeszcze wrócimy, ale najpierw ustalmy: kim jest Dulębianka, jeżeli nie towarzyszką, troskliwą opiekunką, i wielką przyjaciółką Konopnickiej?
Przede
wszystkim: malarką, bardzo dobrze przyjmowaną przez krytyków portrecistką.
(Zdarza jej się również „popełniać” innego rodzaju obrazki: krótkie formy
literackie, drukowane w prasie.) Jest również... kandydatką do sejmu Galicji,
wystawioną poniekąd „żartem” (choć zdobywa zaskakująco dużo głosów!): żart ten
zaś stanowi początek jej zaangażowania w walkę o prawa kobiet i pracy
społecznej, którą będzie się zajmowała od czasu zamieszkania w Żarnowcu aż do
końca swojego życia: umrze na tyfus, którym zarazi się podczas odwiedzania
obozów jenieckich na Ukrainie. W uznaniu jej zasług, lwowianie nazwą imieniem
Dulębianki ulicę – niestety, nie dojdzie do powstania domu dla kobiet, który
najpierw miał nosić imię Konopnickiej, a potem – tej drugiej, mniej (nam)
znanej, Marii.
Troskliwa,
opiekuńcza, przejęta losem bliźniego – a przy tym często niezrozumiana i
traktowana „po macoszemu” ze względu na swój wygląd i sposób bycia; wiecznie
bez grosza, goniąca kolejne zlecenia, i próbująca związać koniec z końcem... istna
bohaterka na nasze czasy.
W temacie
rzeczonych „naszych czasów”: bardzo dużo mówi się obecnie (na przykład podczas
obchodzonych w minioną sobotę w Warszawie Imieninach Jana Kochanowskiego) o
tym, jaki naprawdę był charakter związku łączącej Konopnicką i Dulębiankę –
oraz, czy sama Dulębianka rzeczywiście wychodziła poza granice binarności płci
kulturowej. Próbuje się szukać konkretnych nazw na określenie relacji łączącej
obie kobiety, i wpisywać je we współcześnie stosowane kategorie, co widać we fragmencie
dyskusji toczonej na facebookowym profilu Miłość Nie Wyklucza:
Pozwolę
sobie postawić następującą tezę: jeżeli mielibyśmy opisać tę relację jakąś
literą z wiadomego akronimu, powinno to być „Q” – jak queer, zwany też
kłirem: jak wychodzenie poza normy (wymagające od kobiety spełnienia w roli
żony i matki, zachowywania się w bardzo konkretny sposób, itepe, itede – stosunkowo
niewiele się w tej kwestii zmieniło od końca XIX. i początku XX. wieku), jak spędzanie
życia z osobą, z którą łączy nas przyjaźń i miłość: nieważne, w jakim wymiarze
i na jakiej płaszczyźnie. Zauważa to również Autorka „Samotnicy” – czy naprawdę
musimy doszukiwać się jakichś niezbitych dowodów na to, że obie Marie
były, lub nie były, kochankami? Czy bliskość, przyjaźń i miłość mogą się dziać
poza sferą fizyczności? Teoria queer uważa, że oczywiście, jak najbardziej – i ja
się z nią zgadzam. Nie ma lepszego sposobu na określenie związku, w którym obie
strony wspierają się (i walczą o wsparcie dla partnerki), pomagają sobie w
zdrowiu i w chorobie, tęsknią za sobą i wciąż do siebie wracają, nawet z bardzo
daleka – jak tylko nazwać go miłosnym.
W ślad
za Konopnicką, pięknie zresztą piszącą w swoich listach o tym, że młode panienki
oczekują wielkiego „uderzenia pioruna miłości” – gdy tymczasem miłość rozwija
się zupełnie inaczej, czasami – duuużo dłużej, niż trwa przeciętne wyładowanie
atmosferyczne – ja także przywiązałam się do Dulębianki – a do tego spodobała
mi się również wybitnie jej biografia, świetnie napisana, i bardzo dobrze
zredagowana (widać, że Wydawnictwo Marginesy pracuje z dobrym zespołem
redaktorskim: rzucił mi się w oczy tylko jeden błąd, na stronach 426/427, gdzie
przy okazji wyliczania inicjatyw Lwowskiego Związku Równouprawnienia Kobiet
„pomysł piąty” pojawia się dwukrotnie), co, niestety, nie należy ostatnio do
tak zwanych złotych standardów. Wielkim zadowoleniem napawa mnie wyłuskana z
mediów społecznościowych wiadomość o tym, iż Autorka pisze obecnie biografię
Konopnickiej (ze słowem „serce” w tytule): mam nadzieję, że Marginesy przyjmą i
tę pozycję, i już zaczynam czekać.
A SzanPaństwu
lektury biografii Dulębianki najserdeczniej polecam.
Karolina
Dzimira-Zarzycka
Samotnica.
Dwa życia Marii Dulębianki
Wydawnictwo
Marginesy, czerwiec 2022
(Recenzja nie była sponsorowana, książkę zakupiłam z własnych funduszy, a przy pisaniu towarzyszyła mi herbata z prażonym ryżem.)