Wednesday 18 September 2019

Świat za widnokręgiem. Jakub Małecki - HORYZONT


-Słuchaj, a co do tej twojej książki... (...) ciekawi mnie, dlaczego dałeś bohaterowi swoje nazwisko. Myślisz, że to dobry pomysł?
Wzrusza ramionami i spogląda przed siebie.
-A jakie nazwisko miałem dać komuś, kto jest prawie w stu procentach mną?
-Ale imię dałeś inne.
-No bo nie jest mną w stu procentach.


Pytanie pierwsze: czy w takim razie można przypuszczać, że Mariusz Małecki, bohater Horyzontu, to „prawie w stu procentach” alter ego Jakuba Małeckiego? Odpowiedź Autora, udzielona przy okazji niedawnego spotkania autorskiego, brzmi – nie.

Pytanie drugie: czy wobec tego Mariusz Małecki i Zuza Krawczyk to „w wielu procentach” odbicia tego, co dzieje się w głowach czytelników próbujących „zrobić sens” ze swojego życia, wraz z jego mniej lub bardziej utajonymi traumami? Moja osobista odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak.

Bohaterowie Horyzontu – były uczestnik misji w Afganistanie i autorka dialogów do gier komputerowych – spotykają się przy pralce w części wspólnej mieszkania w warszawskim Mordorze, i nawiązują znajomość dzięki współdzielonemu zamiłowaniu do bułgarskiego rapu. On powinien pisać wspomnienia z misji na zamówienie popularnego wydawnictwa, ale w praktyce większość energii życiowej zużywa na nierówną walkę z PTSD w rzeczywistości kompletnie nie przystającej do jego doświadczeń. Ona powinna skupić się na pracy oraz opiece nad zniedołężniałą babcią: zamiast tego pochłania ją jednak grzebanie w przeszłości własnej rodziny, i wydobywanie na światło dzienne starannie ukrywanych tajemnic. Oboje dotrą do granicy, i zredefiniują swoje – nomen omen – życiowe horyzonty. Każdemu z nich coś się uda, i każde z nich w pewnym sensie przeżyje porażkę.

Nowa powieść Jakuba Małeckiego jest układanką (w tym miejscu brawa i ukłony dla autora opracowania graficznego!), z chaosu której wyłaniają się dwie bardzo sugestywnie opowiedziane historie. O ile jednak z opowieścią Zuzy (ukrywanymi przez lata historiami rodzinnymi, wychodzącymi na światło dzienne na skutek pomyłki umysłu w schyłku życia) wiele osób może się z łatwością utożsamić, o tyle historia Mańka – codzienność sapera w rzeczywistości ogarniętego wojną Afganistanu – leży pozornie o wiele dalej od doświadczeń życiowych przeciętnego Polaka. Ile właściwie wiemy na temat misji – oraz życia po misjach, z którym muszą sobie poradzić odesłani do Polski żołnierze? Jak się okazuje, bardzo niewiele. Chwała zatem Autorowi za Jego staranne przygotowanie do tematu (pracę nad książką poprzedziły rozmowy z byłymi uczestnikami polskich misji wojskowych), i opowiedzenie o traumie oraz „psychicznej rehabilitacji” weterana w sugestywnie obrazowy, dający do myślenia sposób. Dużo się ostatnio mówi o triggerowaniu reakcji nerwowych u ludzi, szczególnie w kontekście młodych osób: o wiele rzadziej natomiast pojawia się przy tej okazji temat syndromu stresu pourazowego, oraz braku profesjonalej pomocy psychologicznej dla osób, które doświadczyły życia w strefie wojny. Rozmówcy Jakuba Małeckiego podkreślali, że w sytuacji „frontowej” kształtuje się w człowieku zupełnie nowy standard normalności – ale o ile przyszli członkowie misji wojskowych są zawczasu przygotowywani do życia „na froncie”, o tyle odwrotny proces (wyłączanie wyuczonych reakcji na sytuacje potencjalnie niebezpieczne na wojnie, ale zupełnie normalne w czasie pokoju) już nie zachodzi. W konsekwencji weterani misji w Iraku lub Afganistanie zmuszeni są samodzielnie przepracowywać traumy i przestawiać się na „tryb pokojowy” – co nie zawsze kończy się sukcesem i fajerwerkami, vide – historia Mańka.

Zuza przechodzi podobną drogę: od stanu, który postrzegała jako normalny, do świadomości nowej rzeczywistości, z którą musi sobie sama poradzić; nikt w jej otoczeniu nie jest w stanie spojrzeć jej w oczy i powiedzieć: hej, wiem, że to bez sensu, ale rozumiem przez co przechodzisz, i obiecuję, że bedzie dobrze. Będzie, albo nie będzie, to wszystko zależy w ogromnej mierze od samej Zuzy. Pewnych rzeczy nie da się ani „odzobaczyć”, ani „odwiedzieć”; o ile jednak życie w sztucznym świecie bez wschodów i zachodów słońca może być na dłuższą metę nużące i przytłaczające, o tyle niczym nie ograniczony widok na horyzont (see what I did there?) również niesie ze sobą potencjalne ryzyko przytłoczenia wiedzą i świadomością.

Czy lepiej jest zatem przymykać oczy, przeskakiwać przez płot, odwracać głowę i udawać, że wszystko jest w porządku? Czy może bardziej przysłuży się nam stanięcie twarzą w twarz z naszymi lękami, i powiedzenie im: wiem, że tam jesteście, widzę was i boję się – ale to nie znaczy, że przestaję walczyć?

Myślę, że wiem, jak chciałabym odpowiedzieć na to pytanie. A Wam, P.T. Czytelnicy, polecam lekturę Horyzontu (niekoniecznie przy akompaniamencie bułgarskiego rapu, kadencja pisania Jakuba Małeckiego jest sama w sobie bardzo muzyczna) w ramach inspiracji do poszukiwania własnej odpowiedzi.

Kolejny Luby Leniwiec Literacki przyznany! Dawno go nie było, a tu taka sytuacja...


Jakub Małecki – „Horyzont”
Wydawnictwo SQN
Premiera: 18 września 2019

(Ten post sponsorowany jest wyłącznie przez moje zachłyśnięcie się dobrą książką.)

Monday 9 September 2019

Maja Lunde i Wielki "Błękit"


Mówisz, że nosimy w sobie potrzebę dbania o naszych potomków. Ale właściwie to troszczymy się wyłącznie o siebie samych. O siebie i swoje dzieci. Co najwyżej jeszcze wnuki. O tych, którzy przyjdą później, zapominamy. Równocześnie jesteśmy w stanie dokonywać zmian, które będą wpływać na setki pokoleń w przyszłości, które zniszczą im wszystko.

Dziś pada deszcz, i padał wczoraj. W powietrzu wisi wilgoć, klei się do skóry. Od kilku dni sypiam w jesiennej piżamie.

Trudno uwierzyć, że jeszcze dwa tygodnie temu nie dało się przeżyć dnia bez włączenia klimatyzacji; że każdy dzień kończył się rozpaczliwym podlewaniem wyschniętego na wiór ogrodu. Może i jest chłodno, wilgotno, i ciągnie od ziemi: ale przynajmniej w końcu, w końcu, spadł deszcz.

Bohaterowie Błękitu Mai Lunde nie mieli tyle szczęścia.

We Francji w roku 2041 deszcz już po prostu nie przychodzi.


Najważniejsza różnica pomiędzy Historią pszczół a Błękitem to właśnie tak zwany timeline: o ile wizja przyszłości, w której wyginęły owady zapylające, oddalona była od nas o mniej-więcej jedno stulecie, o tyle przesuszona, nękania niedoborami wody Europa to miejsce, w którym mam szansę znaleźć się całkiem niedługo.

Niestety.

Bez względu na to, czy wierzymy naukowcom w kwestii zmian klimatycznych, czy też podejrzewamy ich o działanie w ramach wspólnego spisku masonów, wegan i cyklistów: nie ulega wątpliwości, że poziom Wisły w Warszawie spadł tego lata do 45 centrymetrów, a w skali kraju mamy mniej-więcej podobne zasoby wody, co Egipt. Czy w związku z tym przejmujemy się kwestią oszczędzania wody? Zakręcamy kran, kiedy szczotkujemy zęby? Magazynujemy deszczówkę do podlewania kwiatów? Wybieramy (przynajmniej od czasu do czasu) energetyzujący prysznic zamiast relaksującej kąpieli?

Bohaterowie Błękitu zmagają się z bardzo różnymi problemami: Signe, w roku 2017, walczy o zachowanie naturalnego krajobrazu w rodzinnej Norwegii, i przegrywa w starciu z korporacją, która pragnie zakryć rzekę, zatrzymać wodospad, i zbudować elektrownię wodną. Postęp? Być może, ale za jaką cenę? I co ma do tego sprzedaż lodu z lodowców na południe, aby czysto błękitne kostki pływały w drinkach arabskich szejków? David, we Francji, ucieka z pożaru z maleńką córeczką, poszukuje żony i synka, i próbuje przeżyć w obozie dla uchodźców, gdzie każda kropla wody jest racjonowana – a w pobliskim gospodarstwie ktoś porzucił niebieską łódź dalekomorską... Łódź oznacza potencjalną drogę ucieczki na morze, gdzie David mógłby odsalać wodę i nie martwić się o przyszłość – ale kanał, nad którym stoi, już dawno wysechł, i można tylko czekać.

Na deszcz.

Na wodę.

Na wybawienie.

Jak szybko sprawy mogą się potoczyć? Jednego dnia otwierasz oczy na dźwięk budzika, zjadasz śniadanie, idziesz do roboty, kłócisz się, śmiejesz,kochasz, myjesz, martwisz, czy pieniędzy wystarczy do pierwszego. Nie myślisz o wszystkim co cię otacza, tylko o tym, żeby stąd zniknąć. Nawet jeśli słyszysz, że na świecie zachodzą zmiany. Nawet jeśli widzisz to na termometrze. Nie myślisz o tym, aż do dnia, kiedy to już nie budzik zerwie cię rankiem, ale krzyki przerażenia. Płomienie dotarły do twojego mieszkania, do twojego domu, do twojego łóżka, do tych, których kochasz. Pali się u ciebie, ogień pożera twoją pościel, twoja poduszka zaczyna dymić, a tobie nie pozostaje nic innego, jak tylko uciekać.

I czujesz się maleńki w świecie, którym rządzą moce o ile potężniejsze od ciebie.

Ale pamiętaj: tak naprawdę wszystko zależy od Twoich wyborów.

Maja Lunde: Błękit
Wydawnictwo Literackie
Premiera: czerwiec 2018