Sunday 7 October 2018

Martyna Raduchowska: "Spektrum". Blask, który zsyła mrok.

Patrzył na mnie, jakby nie potrafił zdecydować, co przeszkadza mu bardziej: to, że tak bardzo przypominam człowieka, czy to, że jestem tak do człowieka niepodobna.
- Maya Quinn


Cofnijmy się do tyłu, jak mawiała moja polonistka w liceum (sic!). W pierwszej części cyklu Martyny Raduchowskiej Czarne światła: Łzy Mai poznaliśmy dwoje głównych bohaterów: Jareda Quinna, porucznika policji New Horizon, oraz jego partnerkę: Mayę, androida najnowszej generacji. Spotkaliśmy ich w sytuacji mocno kryzysowej: oto cała drużyna Jareda, skierowana do akcji opanowania ataku terrorystycznego na korporację farmaceutyczną Beyond Industries, zostaje wymordowana przez zbuntowanych "syntetyków", a bohaterowie dowiadują się, że celem ataku buntowników są zapasy leku o nazwie reinforsyna: magicznego remedium na zwyrodnienia tkanek mózgowych, odwracającego skutki takich schorzeń, jak choćby schizofrenia - i znakomicie zastępującego inwazyjne zabiegi chirurgii cybernetycznej w dziele tworzenia "ludzi augmentowanych". Ten oto specyfik ma zostać masowo wycofany z rynku, co wzbudza (skądinąd, zrozumiały) opór grup dążących do emancypacji mas obywatelskich, których nie stać na drogie zabiegi czyniące ich bardziej atrakcyjnymi na rynku pracy, stabilniejszymi emocjonalnie, a w niektórych przypadkach: po prostu zdrowymi psychicznie.

Jest jeszcze jedna kwestia, o której Jared i Maya dowiadują się podczas akcji w Beyond Industries: reinforsyna pozwala androidom doświadczać emocji. To dość zdumiewający pomysł; ostatecznie przecież androidy stworzono po to, aby działały w sposób logiczny i przewidywalny, aby zachowywały lojalność wobec swoich ludzkich partnerów, mówiły zawsze prawdę, i nie kwestionowały wydawanych im rozkazów. Obdarzono je przy tym znaczną dozą empatii, która pozwala im rozumieć ludzi, i tęsknić za pełnią człowieczeństwa, nieosiągalną z uwagi na sposób, w jaki je stworzono. I oto nagle okazuje się, że istnieje lek, który może pozwolić bytom syntetycznym na osiągnięcie pełni wolności, i doświadczanie tego wszystkiego, co je udziałem ludzi. Wspaniała wiadomość, prawda?...

W tej sytuacji nikogo nie powinna dziwić szybkość, z jaką androidy przyłączają się do rebelii. Jared zostaje ranny, i zapada w śpiączkę. Wybudza się z niej na krótko, i z pełną stanowczością zabrania przeprowadzania na sobie jakichkolwiek zabiegów o charakterze augmentacyjnym. Gdy budzi się na dobre, wiele miesięcy później, okazuje się, że jego życzenia zostały zignorowane. Co więcej: Maya, dotychczas wiernie partnerująca Jaredowi, zabiła dwóch funkcjonariuszy policji i zbiegła za Mur, na opanowane przez rebeliantów rubieże znane jako Dark Horizon. Tymczasem po tej stronie Muru, po której przebywa Jared, ktoś zaczyna mordować androidy - a poszlaki wskazują na to, że to Maya może za wszystkim stać. Jared Quinn rozpoczyna śledztwo, które w finale Łez Mai doprowadza go do konfrontacji z byłą partnerką, po której nic już nie będzie takie samo.

Cięcie. Przeskok do Spektrum.


Po pierwsze i zasadnicze: to nie jest kontynuacja wątków z pierwszej części cyklu; to raczej przedstawienie znanych nam już wydarzeń z perspektywy samej Mai - ale jeżeli wydaje Wam się, że po przeczytaniu Łez... nie musicie czytać Spektrum, żeby wiedzieć, jak należy interpretować wydarzenia w New Horizon, to muszę Was zmartwić: mylicie się, jako i ja się myliłam. Przed rozpoczęciem lektury nie czytałam żadnych wywiadów z Autorką, chcąc podejść do książki bez jakiejkolwiek "nadbudowy ideologicznej" (brzydkie sformułowanie, przepraszam), i początkowo byłam nieco skonfundowana budową narracji. Dlaczego pokazuje się nam to, co już znamy? Ano dlatego, że w gruncie rzeczy wcale tego nie znamy - nie z perspektywy Mai, która jest równie ważną częścią całej historii co przeżycia Jareda. Powszechnie wiadomo natomiast, co dzieje się z historią opowiadaną tylko z jednego, "słusznego" punktu widzenia...

Co nowego wnosi Spektrum w opowieść o reinforsynie? Pogłębione zrozumienie motywów bohaterów. Nadbudowę warstwy naukowej, którą Autorka przeprowadza sprawnie i "zjadliwie": innymi słowy, wymyśla coś, czego czytelnik (typu ja) nie byłby w stanie sam wygłówkować, a następnie przedstawia to w przystępnej formie, którą czytelnik (typu ja) jest w stanie zrozumieć. (Nie jest to łatwe zadanie, powiedziała z przekonaniem Wróżka, myśląc o pseudonaukowym bełkocie w niektórych czytanych przez nią książkach SF.) Wreszcie: wypełnienie białych plam w historii Mai, dzięki przeniesieniu lwiej części akcji za Mur, do Dark Horizon, gdzie mieszkają przysłowiowe smoki - oraz gdzie można odnaleźć odpowiedzi na wiele pytań postawionych jeszcze we Łzach Mai. Te fragmenty czytałam z zapartym tchem, a świetnie prowadzone opisy miejsc, postaci i zdarzeń wywołały u mnie potrzebę zobaczenia Dark Horizon w wersji komiksowej/filmowej/serialowej: aby dołożyć warstwę wizualną do świetnej warstwy językowej.

Samo to byłoby już wystarczającym powodem do przeczytania Spektrum - a to bynajmniej nie koniec, ponieważ w ostatnim rozdziale książki Autorka zrzuca bombę, która prawie katapultowała mnie z łóżka (była pierwsza w nocy, a ja musiałam doczytać do końca), i pozostawiła moją szczękę gdzieś w okolicach podłogi. I co ja będę teraz robić ze swoim życiem?!...

Czekać na tom trzeci, ot, co...

Czy to zdjęcie zawiera spoilery? Może tak, może nie...

Bardzo dziękuję Wydawnictwu Uroboros za umożliwienie mi przeczytania tej jakże świetnej nowości wydawniczej. Kudos!

No comments:

Post a Comment