Patrzył na mnie, jakby nie potrafił zdecydować, co przeszkadza mu bardziej: to, że tak bardzo przypominam człowieka, czy to, że jestem tak do człowieka niepodobna.
- Maya Quinn
Cofnijmy się do tyłu, jak mawiała moja polonistka w liceum (sic!). W pierwszej części cyklu Martyny Raduchowskiej Czarne światła: Łzy Mai poznaliśmy dwoje głównych bohaterów: Jareda Quinna, porucznika policji New Horizon, oraz jego partnerkę: Mayę, androida najnowszej generacji. Spotkaliśmy ich w sytuacji mocno kryzysowej: oto cała drużyna Jareda, skierowana do akcji opanowania ataku terrorystycznego na korporację farmaceutyczną Beyond Industries, zostaje wymordowana przez zbuntowanych "syntetyków", a bohaterowie dowiadują się, że celem ataku buntowników są zapasy leku o nazwie reinforsyna: magicznego remedium na zwyrodnienia tkanek mózgowych, odwracającego skutki takich schorzeń, jak choćby schizofrenia - i znakomicie zastępującego inwazyjne zabiegi chirurgii cybernetycznej w dziele tworzenia "ludzi augmentowanych". Ten oto specyfik ma zostać masowo wycofany z rynku, co wzbudza (skądinąd, zrozumiały) opór grup dążących do emancypacji mas obywatelskich, których nie stać na drogie zabiegi czyniące ich bardziej atrakcyjnymi na rynku pracy, stabilniejszymi emocjonalnie, a w niektórych przypadkach: po prostu zdrowymi psychicznie.
Jest jeszcze jedna kwestia, o której Jared i Maya dowiadują się podczas akcji w Beyond Industries: reinforsyna pozwala androidom doświadczać emocji. To dość zdumiewający pomysł; ostatecznie przecież androidy stworzono po to, aby działały w sposób logiczny i przewidywalny, aby zachowywały lojalność wobec swoich ludzkich partnerów, mówiły zawsze prawdę, i nie kwestionowały wydawanych im rozkazów. Obdarzono je przy tym znaczną dozą empatii, która pozwala im rozumieć ludzi, i tęsknić za pełnią człowieczeństwa, nieosiągalną z uwagi na sposób, w jaki je stworzono. I oto nagle okazuje się, że istnieje lek, który może pozwolić bytom syntetycznym na osiągnięcie pełni wolności, i doświadczanie tego wszystkiego, co je udziałem ludzi. Wspaniała wiadomość, prawda?...
W tej sytuacji nikogo nie powinna dziwić szybkość, z jaką androidy przyłączają się do rebelii. Jared zostaje ranny, i zapada w śpiączkę. Wybudza się z niej na krótko, i z pełną stanowczością zabrania przeprowadzania na sobie jakichkolwiek zabiegów o charakterze augmentacyjnym. Gdy budzi się na dobre, wiele miesięcy później, okazuje się, że jego życzenia zostały zignorowane. Co więcej: Maya, dotychczas wiernie partnerująca Jaredowi, zabiła dwóch funkcjonariuszy policji i zbiegła za Mur, na opanowane przez rebeliantów rubieże znane jako Dark Horizon. Tymczasem po tej stronie Muru, po której przebywa Jared, ktoś zaczyna mordować androidy - a poszlaki wskazują na to, że to Maya może za wszystkim stać. Jared Quinn rozpoczyna śledztwo, które w finale Łez Mai doprowadza go do konfrontacji z byłą partnerką, po której nic już nie będzie takie samo.
Cięcie. Przeskok do Spektrum.
Po pierwsze i zasadnicze: to nie jest kontynuacja wątków z pierwszej części cyklu; to raczej przedstawienie znanych nam już wydarzeń z perspektywy samej Mai - ale jeżeli wydaje Wam się, że po przeczytaniu Łez... nie musicie czytać Spektrum, żeby wiedzieć, jak należy interpretować wydarzenia w New Horizon, to muszę Was zmartwić: mylicie się, jako i ja się myliłam. Przed rozpoczęciem lektury nie czytałam żadnych wywiadów z Autorką, chcąc podejść do książki bez jakiejkolwiek "nadbudowy ideologicznej" (brzydkie sformułowanie, przepraszam), i początkowo byłam nieco skonfundowana budową narracji. Dlaczego pokazuje się nam to, co już znamy? Ano dlatego, że w gruncie rzeczy wcale tego nie znamy - nie z perspektywy Mai, która jest równie ważną częścią całej historii co przeżycia Jareda. Powszechnie wiadomo natomiast, co dzieje się z historią opowiadaną tylko z jednego, "słusznego" punktu widzenia...
Co nowego wnosi Spektrum w opowieść o reinforsynie? Pogłębione zrozumienie motywów bohaterów. Nadbudowę warstwy naukowej, którą Autorka przeprowadza sprawnie i "zjadliwie": innymi słowy, wymyśla coś, czego czytelnik (typu ja) nie byłby w stanie sam wygłówkować, a następnie przedstawia to w przystępnej formie, którą czytelnik (typu ja) jest w stanie zrozumieć. (Nie jest to łatwe zadanie, powiedziała z przekonaniem Wróżka, myśląc o pseudonaukowym bełkocie w niektórych czytanych przez nią książkach SF.) Wreszcie: wypełnienie białych plam w historii Mai, dzięki przeniesieniu lwiej części akcji za Mur, do Dark Horizon, gdzie mieszkają przysłowiowe smoki - oraz gdzie można odnaleźć odpowiedzi na wiele pytań postawionych jeszcze we Łzach Mai. Te fragmenty czytałam z zapartym tchem, a świetnie prowadzone opisy miejsc, postaci i zdarzeń wywołały u mnie potrzebę zobaczenia Dark Horizon w wersji komiksowej/filmowej/serialowej: aby dołożyć warstwę wizualną do świetnej warstwy językowej.
Samo to byłoby już wystarczającym powodem do przeczytania Spektrum - a to bynajmniej nie koniec, ponieważ w ostatnim rozdziale książki Autorka zrzuca bombę, która prawie katapultowała mnie z łóżka (była pierwsza w nocy, a ja musiałam doczytać do końca), i pozostawiła moją szczękę gdzieś w okolicach podłogi. I co ja będę teraz robić ze swoim życiem?!...
Czekać na tom trzeci, ot, co...
Czy to zdjęcie zawiera spoilery? Może tak, może nie... |
Bardzo dziękuję Wydawnictwu Uroboros za umożliwienie mi przeczytania tej jakże świetnej nowości wydawniczej. Kudos!
No comments:
Post a Comment