Monday, 8 October 2018

123/156. Jakub Małecki, "Dżozef"


Żałuję, że nie znam lepiej twórczości Josepha Conrada – „tytułowego” „bohatera” (dwa cudzysłowy jak najbardziej wskazane – tej powieści: pewnie mogłabym wtedy wychwycić jeszcze więcej smaczków i aluzji. Jakkolwiek by nie było: Dżozef, łączący mocno przyziemną poetykę praskich podwórek z opowieścią o Nadprzyrodzonym, Bildungsroman i koszmarem klaustrofobika, podobał mi się niezmiernie. Zamknięcie trzech skrajnie różnych postaci – dresiarza-z-przypadku, biznesmena z kilkoma przekrętami za uszami oraz conradofila z mroczną przeszłością – w sali szpitalnej, i zmuszenie ich do przeżywania wspólnego koszmaru, buduje atmosferę przytlaczającej, a miejscami również absurdalnej grozy i obłędu. Nie powoduje to jednak wywołania u czytelnika odrazy do książki samej w sobie, przeciwnie – historia domaga się opowiedzenia i wysłuchania/przeczytania, a konsument treści wychodzi ze spotkania z bohaterami Dżozefa z poczuciem obcowania z literaturą na światowym poziomie, per proxy i bezpośrednio.

A następnie – udaje się do lokalnej biblioteki, celem wypożyczenia dzieł zebranych Conrada, i nadrobienia karygodnych braków we własnym obyciu literackim...

No comments:

Post a Comment