Sunday 11 March 2018

Fryderyk (nie) w turkusach, kura w szybkowarze, dziewczyna-tajfun i skosofilia - albo: o kim jest "Ciotka Zgryzotka"?

Edytka:
Jest styczeń 2019, czytam to-to po raz drugi, i jest źle.
Okropnie nawet.

2 comments:

  1. @ Dla porównania - w pierwszym, twardooprawnym wydaniu Kwiatu kalafiora, nie było ich w ogóle...

    Sama prawda! Mała czytelniczka musiała sięgać do "Łaciny na co dzień", a potem pracowicie dopisywać w swoim egzemplarzu :D

    ReplyDelete
  2. I już po. Czytałam jednym ciągiem do późna w nocy i była to bardzo miła lektura. Ale mam wrażenie, że peany na cześć macierzyństwa jeszcze nigdy nie rozbrzmiewały u Musierowicz z taką siłą (i tak rozwlekle). Czy przekonają piętnastoletnią czytelniczkę, dla której te zagadnienia mają prawo być całkowitą abstrakcją? O ile pamiętam siebie w tym wieku, to obawiam się, że wątpię. Ktoś przytomnie zwrócił uwagę, że autorka pisząc pierwsze tomy jako młoda matka miała bardziej realistyczne podejście. Teraz niemowlę to właściwie wyłącznie kontakt z Absolutem i wzniosłe uczucia, i jeszcze wzniosłe uczucia, i więcej wzniosłych uczuć.

    I zgadzam się, że zmiana formuły z "cierpienia miłosne dziewczęcia plus Borejkowie w tle" na "cierpienia miłosne dziewczęcia, ale głównie kolejny odcinek opowieści o wszystkich Borejkach" była kiepskim pomysłem. Tomy "starej" Jeżycjady można było czytać właściwie w dowolnej kolejności. Tutaj nowa czytelniczka pogubi się w tej mnogości krewnych i powinowatych.

    Ech, to już nie moje książki (chociaż w sumie nie ma się co dziwić, że książki dla nastolatek nie są moimi). Ale, oczywiście, następny tom też przeczytam. Więc jednak Musierowicz znowu odniosła zwycięstwo.

    ReplyDelete