Historia zaczyna się dość banalnie: w dwudziestym czwartym wieku dwie młode dziewczyny, pochodzące z planety T studentki kosmetologii (nauki o geopolityce kosmosu) na planecie Z, łapią spadek formy podczas nauki do egzaminu powtórkowego, i postanawiają poprawić sobie humor wizytą w popularnej wśród śmietanki towarzyskiej i celebrytów kawiarni. Tak się składa, że w tym samym czasie w kawiarni znajduje się również minister finansów z małżonką, grupa turystów z planety A, dwie dziewczyny z księżyca Ee, wokalistka z T (wraz ze swoim toksycznym chłopakiem), tajemnicza specjalistka od PRu, pochodząca z "mitycznej" planety X, i dwoje kelnerów, kłócących się o przyszłość ich związku (ona właśnie dowiedziała się, że jest w ciąży, on zaczyna panikować i proponuje radykalne pozbycie się "problemu").
Wszyscy ci ludzie stają się zakładnikami pięciu bojowników z planety T, postulujących wycofanie się wojsk i polityków planety Z z terytorium ich świata. Sprawą zaczynają się interesować Jedyne Słuszne Państwowe Media, tworzące naprędce linię ideologiczno-polityczną; losem zakładników przejmuje się także syn wpływowego biznesmena, być-może-były chłopak jednej z porwanych kobiet. Koncepcje są różne - uwolnić zakładników, negocjować z terrorystami; zignorować zakładników, powybijać terrorystów - podobnie jak różna jest motywacja członków grupy przestępczej, oraz postępowanie samych więźniów w tej nietypowej sytuacji...
Pomimo przeniesienia akcji w odległą przyszłość, debiutancką powieść Natalii Kuntić czyta się jak wnikliwą analizę współczesnej nam sytuacji geopolitycznej - problemów migracji zarobkowej, stratyfikacji społeczeństwa, rozkładu związków międzyludzkich, targetowania marketingowego, poszukiwania prawdziwej miłości, stereotypów, uprzedzeń, oraz manipulowania przekazem informacji. Opisane w Porwaniu na planecie Z wydarzenia rozgrywają się w przeciągu zaledwie kilku godzin, ale ten niedługi czas wystarcza na dość szczegółowe przedstawienie postaw bohaterów, ich poglądów na religię, normy społeczne kształtowane przez obywateli poszczególnych planet, politykę, PR i feminizm - niekoniecznie w tej kolejności. Autorka przeniosła sporą część dylematów trapiących współczesnych Europejczyków w nieco nietypową scenerię, do której czytelnik może jednak dopasować pewien klucz interpretacyjny. Byłam z siebie całkiem dumna, kiedy mi się to udało - gdzieś około strony 30.
Całość potraktowana jest zarazem z pewną swobodą fabularną oraz przymrużeniem oka, jak każda ideologia, która w formie bezkrytycznej zamienia się w fanatyzm. Mamy tu więc terrorystę-filozofa, który pada ofiarą manipulacji ze strony specjalistki od PR-u (osoby groźnej wyłącznie dla siebie samej, głównie o poranku, przed wypiciem trzech kaw - ktoś chyba był u mnie w domu...), mamy mocne zarysowane postaci zdecydowanych, silnych kobiet, którym jednakowoż miękną kolana, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny facet; mamy wreszcie dystyngowanego młodego mężczyznę z bogatego domu, który co prawda walczy zaciekle o uratowanie ukochanej z łap przestępców, ale zarazem już sobie wyobraża, jak ona mu za to zapłaci...
Cokolwiek paradoksalnie, najsłabszą stroną Porwania na planecie Z jest... język. Autorka prowadzi popularnego vloga i FP Kawa i Awangarda, do których przyciągnęły mnie - oprócz prezentowanej tam muzyki - zgrabnie napisane teksty, celnie puentujące rzeczywistość oraz współczesne zjawiska muzyczne. W debiucie powieściowym Autorki język literacki zdaje się jednak trochę wymykać Jej spod kontroli: pojawiają się na przykład troszkę koślawe związki frazeologiczne. Jest też nieco za dużo opowiadania w opozycji do przedstawiania tego, co robią i przeżywają bohaterowie, za dużo dosłowności i szczegółów, które niewiele wnoszą do fabuły. Szczególnie rzucają się w oczy rozbudowane opisy... ubrań noszonych przez poszczególne postacie: co prawda odnajdujemy je następnie na portretach bohaterów, wykonanych przez Igę von Geyso, ale sama informacja o kolorze spodni bohatera nie wnosi zbyt wiele do akcji książki. Owszem, warto podkreślać, że bohaterka ma buty na wysokim obcasie, jeżeli w pewnym momencie rzeczony obcas się złamie, albo bohaterka zleci ze schodów, ale ta sama zasada nie stosuje się w przypadku informacji o wieku znoszonej koszulki: szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że ludzie (przeważnie) nie są w stanie po pierwszym rzucie oka ocenić, jak długo jest lub była noszona dana część garderoby. (Dziękuję za to Opatrzności każdego poranka.) W moim subiektywnym odczuciu, książce wyszłoby na korzyść odchudzenie jej o drobiazgowe opisy garderoby (można je zastąpić podpisaniem ilustracji z portretami bohaterów), które zaburzają akcję i wybijają czytelnika (czy raczej: tę konkretną czytelniczkę) z rytmu. Początkowe rozdziały mają wskutek tego zupełnie inny klimat niż końcowe - przechodzimy oto od identyfikacji koloru odzieży wierzchniej do skomplikowanych opisów case'ów reklamowych, czy analizy profilu marketingowego jednej z postaci...
Ciekawym rozwiązaniem jest natomiast dołączenie do książki "soundtracku" w postaci informacji o tytułach piosenek, które - jak się domyślamy - zainspirowały poszczególne fragmenty; towarzyszą im zgrabne ilustracje graficzne: pierwszy raz miałam okazję czytać tak skonstruowaną książkę, i uważam to za bardzo interesujący zabieg.
Porwanie na planecie Z jest pierwszą częścią zapowiadanego jako trylogia cyklu powieści o losach młodych ludzi, stawiających sprzeciw panującemu reżimowi. Natalia Kuntić rozpoczyna swój cykl uzbrojona (sic!) w ciekawy pomysł na kreację świata i bohaterów: można jednak odnieść wrażenie (być może całkowicie zamierzone?), że Porwanie... to zaledwie pierwszy zwiad, przedstawienie bohaterów oraz zalążek historii, która zacznie się rozwijać dopiero w kolejnych częściach cyklu. Życzę zatem Autorce - wytrwałości w pisaniu, a obecnym i przyszłym czytelnikom - wielu pozytywnych wrażeń z lektury.
Do zobaczenia na planecie Z!...
Wszyscy ci ludzie stają się zakładnikami pięciu bojowników z planety T, postulujących wycofanie się wojsk i polityków planety Z z terytorium ich świata. Sprawą zaczynają się interesować Jedyne Słuszne Państwowe Media, tworzące naprędce linię ideologiczno-polityczną; losem zakładników przejmuje się także syn wpływowego biznesmena, być-może-były chłopak jednej z porwanych kobiet. Koncepcje są różne - uwolnić zakładników, negocjować z terrorystami; zignorować zakładników, powybijać terrorystów - podobnie jak różna jest motywacja członków grupy przestępczej, oraz postępowanie samych więźniów w tej nietypowej sytuacji...
Pomimo przeniesienia akcji w odległą przyszłość, debiutancką powieść Natalii Kuntić czyta się jak wnikliwą analizę współczesnej nam sytuacji geopolitycznej - problemów migracji zarobkowej, stratyfikacji społeczeństwa, rozkładu związków międzyludzkich, targetowania marketingowego, poszukiwania prawdziwej miłości, stereotypów, uprzedzeń, oraz manipulowania przekazem informacji. Opisane w Porwaniu na planecie Z wydarzenia rozgrywają się w przeciągu zaledwie kilku godzin, ale ten niedługi czas wystarcza na dość szczegółowe przedstawienie postaw bohaterów, ich poglądów na religię, normy społeczne kształtowane przez obywateli poszczególnych planet, politykę, PR i feminizm - niekoniecznie w tej kolejności. Autorka przeniosła sporą część dylematów trapiących współczesnych Europejczyków w nieco nietypową scenerię, do której czytelnik może jednak dopasować pewien klucz interpretacyjny. Byłam z siebie całkiem dumna, kiedy mi się to udało - gdzieś około strony 30.
Całość potraktowana jest zarazem z pewną swobodą fabularną oraz przymrużeniem oka, jak każda ideologia, która w formie bezkrytycznej zamienia się w fanatyzm. Mamy tu więc terrorystę-filozofa, który pada ofiarą manipulacji ze strony specjalistki od PR-u (osoby groźnej wyłącznie dla siebie samej, głównie o poranku, przed wypiciem trzech kaw - ktoś chyba był u mnie w domu...), mamy mocne zarysowane postaci zdecydowanych, silnych kobiet, którym jednakowoż miękną kolana, kiedy na horyzoncie pojawia się przystojny facet; mamy wreszcie dystyngowanego młodego mężczyznę z bogatego domu, który co prawda walczy zaciekle o uratowanie ukochanej z łap przestępców, ale zarazem już sobie wyobraża, jak ona mu za to zapłaci...
Cokolwiek paradoksalnie, najsłabszą stroną Porwania na planecie Z jest... język. Autorka prowadzi popularnego vloga i FP Kawa i Awangarda, do których przyciągnęły mnie - oprócz prezentowanej tam muzyki - zgrabnie napisane teksty, celnie puentujące rzeczywistość oraz współczesne zjawiska muzyczne. W debiucie powieściowym Autorki język literacki zdaje się jednak trochę wymykać Jej spod kontroli: pojawiają się na przykład troszkę koślawe związki frazeologiczne. Jest też nieco za dużo opowiadania w opozycji do przedstawiania tego, co robią i przeżywają bohaterowie, za dużo dosłowności i szczegółów, które niewiele wnoszą do fabuły. Szczególnie rzucają się w oczy rozbudowane opisy... ubrań noszonych przez poszczególne postacie: co prawda odnajdujemy je następnie na portretach bohaterów, wykonanych przez Igę von Geyso, ale sama informacja o kolorze spodni bohatera nie wnosi zbyt wiele do akcji książki. Owszem, warto podkreślać, że bohaterka ma buty na wysokim obcasie, jeżeli w pewnym momencie rzeczony obcas się złamie, albo bohaterka zleci ze schodów, ale ta sama zasada nie stosuje się w przypadku informacji o wieku znoszonej koszulki: szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę, że ludzie (przeważnie) nie są w stanie po pierwszym rzucie oka ocenić, jak długo jest lub była noszona dana część garderoby. (Dziękuję za to Opatrzności każdego poranka.) W moim subiektywnym odczuciu, książce wyszłoby na korzyść odchudzenie jej o drobiazgowe opisy garderoby (można je zastąpić podpisaniem ilustracji z portretami bohaterów), które zaburzają akcję i wybijają czytelnika (czy raczej: tę konkretną czytelniczkę) z rytmu. Początkowe rozdziały mają wskutek tego zupełnie inny klimat niż końcowe - przechodzimy oto od identyfikacji koloru odzieży wierzchniej do skomplikowanych opisów case'ów reklamowych, czy analizy profilu marketingowego jednej z postaci...
Ciekawym rozwiązaniem jest natomiast dołączenie do książki "soundtracku" w postaci informacji o tytułach piosenek, które - jak się domyślamy - zainspirowały poszczególne fragmenty; towarzyszą im zgrabne ilustracje graficzne: pierwszy raz miałam okazję czytać tak skonstruowaną książkę, i uważam to za bardzo interesujący zabieg.
Porwanie na planecie Z jest pierwszą częścią zapowiadanego jako trylogia cyklu powieści o losach młodych ludzi, stawiających sprzeciw panującemu reżimowi. Natalia Kuntić rozpoczyna swój cykl uzbrojona (sic!) w ciekawy pomysł na kreację świata i bohaterów: można jednak odnieść wrażenie (być może całkowicie zamierzone?), że Porwanie... to zaledwie pierwszy zwiad, przedstawienie bohaterów oraz zalążek historii, która zacznie się rozwijać dopiero w kolejnych częściach cyklu. Życzę zatem Autorce - wytrwałości w pisaniu, a obecnym i przyszłym czytelnikom - wielu pozytywnych wrażeń z lektury.
Do zobaczenia na planecie Z!...
Bardzo ciekawie to zostało opisane.
ReplyDelete