Saturday, 16 June 2018

76/104: Jonasz Kofta, "Wiersze"

W ostatni poniedziałek pracowałam z domu, i tak jakoś, między jednym raportem tłumaczeniowym a drugim, zachciało mi się poczytać Koftę. Pojechałam zatem do biblioteki przy lokalnym Skwerze Seniora, padłam na ławeczkę przy tężni, i nie wstałam, dopóki nie przeczytałam całego zbiorku.

Dla porządku dodam, że mając jakieś czternaście (!) lat usłyszałam Popołudnie w wykonaniu Kasi Groniec, i zostałam bezwarunkowo kupiona dla poetyki Autora. Jakoś tak wyszło, że w domu słuchało się głównie tekstów Osieckiej i Młynarskiego - tymczasem Jonasz Kofta to inna wrażliwość, coś, co na swój prywatny użytek nazywam "agresywną Osiecką na sterydach".

Jest w tych tekstach - tych wierszach i piosenkach - wiele wrażliwości i subtelnej łagodności, ale także - niezgoda na świat zastany. Jest wzruszające użycie języka (Ździebełko ciepełka / W codziennych piekiełkach) i zdrowa, soczysta "kurwa" w Szarym poemacie, gdzie Autor bierze się za bary ze światem. Jest refleksja, i jest reakcja na nieciekawą rzeczywistość. I wielka, wszechogarniająca potrzeba powrotu do prostoty, do używania głowy do myślenia i serca do odczuwania, zamiast zrzucania tych funkcji na inne organy.

Wolna, wolna jest myśl
Wielkie, wielki jest strach
Gdy świadomość
Rośnie nad byt
Głowa z dupą
Zrywają pakt
                                  Song o ściętej głowie

Chciało mi się niezobowiązująco poczytać Koftę. Wyszło mi z tego dużo myślenia o świecie i o ludziach. I za to jestem wdzięczna.

No comments:

Post a Comment