Thursday 24 May 2018

66/104: Andy Weir, "Artemis"

Tak to już jest, że do drugiej książki autora znakomitego debiutu (Marsjanina zaliczam śmiało do grona moich ulubionych książek z ostatniej dekady) podchodzi się "z pewną taką nieśmiałością". Moje obawy zwielokrotniała również perspektywa lektury polskiego tłumaczenia - w przypadku debiutu Weira, który poznałam w oryginale i próbowałam dowartościować polski rynek wydawniczy post factum, była to istna droga przez mękę. Szczęśliwie okazało się, że za spolszczenie Artemis odpowiadał inny, o wiele lepiej radzący sobie z tematem tłumacz.

I to był początek litanii różnic pomiędzy książką o Marsie i książką o Księżycu. O ile w tej pierwszej chodziło przede wszystkim o przeżycie w pozbawionej ludzi oraz infrastruktury pustce Czerwonej Planety - o tyle w drugiej mamy do czynienia z opowieścią o społeczności zadomowionej na Srebrnym Globie, i zajmującej się tym, co ludzkie. A konkretniej: drobnymi malwersacjami, przemytem, grami politycznymi i zabijaniem. Bohater Marsjanina po prostu nie miał z kim uprawiać takich ćwiczeń.

Druga powoeść Andy'ego Weira stanowi zatem próbę ognia nie tylko w postaci prowadzenia narracji przez postać kobiecą - której udaje się nie popaść w stereotypy i klisze zachowań, chwała Autorowi! - ale i żonglowania znacznie większą liczbą postaci. Z próby tej Weir wychodzi zwycięsko: tworzy porywającą historię kryminalną z elementami "naukowości" znanymi z poprzedniej powieści (choć jest ich tutaj odpowiednio mniej), i pokazuje, że opanowanie i ucywilizowanie Księżyca to dopiero początek drogi. Trzeba jeszcze poskromić LUDZI.

Serdecznie Was zachęcam do sprawdzenia, czym Jazz Bashara - wychowana w księżycowym mieście Artemis Arabka, przemytniczka i córka spawacza, różni się od amerykańskiego astronauty Marka Wattneya. Być może dojdziecie do wniosku, że łączy ich więcej, niż można by przypuszczać...

A konkluzja jest taka, że chciałabym poleciec na ten Księżyc. Bez chloroformu.

No comments:

Post a Comment