Nie jestem do końca pewna, czy czytanie książki post-apokaliptycznej, w której 99 procent populacji wymarło z powodu powikłań pogrypowych - w sezonie zachorowań na grypę, było aby najlepszych pomysłem - co nie zmienia faktu, że Peter Heller opisał bardzo przejmujący świat. Kiedy każdy człowiek może się okazać zarówno śmiertelnym zagrożeniem, jak i wybawieniem dla drugiego - kiedy zmieniający się klimat eliminuje kolejne gatunki "użytkowych" roślin i zwierząt - kiedy bliska ci osoba prosi, żebyś uwolnił ją od cierpień w jak najbardziej dosłownym znaczeniu tych słów - kiedy nie możesz wytrzymać bez ludzi, ale twój najbliższy (i jedyny) sąsiad to psychopata - wszystko ulega przewartościowaniu, a drobne porażki urastają do rozmiarów tragedii.
Hig, bohater Gwiazdozbioru Psa, goni sygnał radiowy sprzed kilku lat. Wyrusza swoim wysłużonym samolotem w podróż, z której nie będzie mógł powrócić: ponieważ, o ile u jej celu nie napotka życzliwych sobie ludzi, zabraknie mu paliwa na drogę powrotną. Hig nie liczy na życzliwość. Stracił przyjaciela, wydaje mu się, że traci kontrolę nad własną duszą i życiem, i wcale nie zależy mu na powrocie na opuszczone lotnisko, przy którym mieszka w towarzystwie pewnego nieobliczalnego miłośnika granatników i karabinków snajperskich. Wybiera się w pogoń za możliwością, i znajduje coś, czego kompletnie się nie spodziewał.
I tak mi się wydaje, że to może nie jedyna - obok szalejącej epidemii grypy - analogia pomiędzy światem Higa, a zimą dwa tysiące osiemnastego roku.
Życzę Wam zatem, w dniu patrona chorych nerwowo oraz epileptyków, żebyście zawsze mieli energię potrzebną do wyruszania w podróż. I żebyście przywozili z niej równie interesujące rzeczy, co Hig... choć może nieco mniej ran postrzałowych.
Wasza Wróżka.
Hig, bohater Gwiazdozbioru Psa, goni sygnał radiowy sprzed kilku lat. Wyrusza swoim wysłużonym samolotem w podróż, z której nie będzie mógł powrócić: ponieważ, o ile u jej celu nie napotka życzliwych sobie ludzi, zabraknie mu paliwa na drogę powrotną. Hig nie liczy na życzliwość. Stracił przyjaciela, wydaje mu się, że traci kontrolę nad własną duszą i życiem, i wcale nie zależy mu na powrocie na opuszczone lotnisko, przy którym mieszka w towarzystwie pewnego nieobliczalnego miłośnika granatników i karabinków snajperskich. Wybiera się w pogoń za możliwością, i znajduje coś, czego kompletnie się nie spodziewał.
I tak mi się wydaje, że to może nie jedyna - obok szalejącej epidemii grypy - analogia pomiędzy światem Higa, a zimą dwa tysiące osiemnastego roku.
Życzę Wam zatem, w dniu patrona chorych nerwowo oraz epileptyków, żebyście zawsze mieli energię potrzebną do wyruszania w podróż. I żebyście przywozili z niej równie interesujące rzeczy, co Hig... choć może nieco mniej ran postrzałowych.
Wasza Wróżka.
No comments:
Post a Comment