Bardzo lubię czytać dobre książki. Taki truizm na dzień dobry.
Dwie takie właśnie połknęłam - szczupłe rozmiarowo, ale naładowane treścią. O esejach Rebekki Solnit od jakiegoś czasu mówiło się "w moim fyrtlu" - spodziewałam się radykalizującego feminizmu, dostałam rzeczowe, podparte dogłębnymi badaniami źródeł teksty o socjologicznym postrzeganiu płci, o tym, dlaczego małżeństwa jednopłciowe naprawdę stanowią zagrożenie dla tradycyjnego modelu "rodziny", o wymazywaniu kobiet z historii, o przemocy w rozlicznych wymiarach i formach - wreszcie o niczym nie uzasadnionej wyższości intelektualnej, jaką [niektórzy] mężczyźni (niesłusznie) odczuwają wobec kobiet. Czytałam z otwartą paszczą, i natychmiast postanowiłam przyznać "Mężczyznom..." pierwszego w tym roku (oraz pierwszego ever) Lubego Leniwca Literackiego.
Leniwiec wziął się z tego, że niektórzy moi przyjaciele zwracają się do mnie per "Leniu", co jest stosunkowo urocze oraz bezbłędnie oddaje moją postawę życiową. W przyznawaniu Leniwców (dla książek, filmów, seriali itepe, które pomogą mi skutecznie oderwać się od codziennych obowiązków i odczuć bezbrzeżną satysfakcję z kulturalnego dolce far niente) będzie mi pomagał wiecznie zrelaksowany zaparzacz Mr. Tea. Pod koniec roku mam nadzieję wyłonić Króla Leniwców, bliskiego krewnego Juliana. Stej tjund.
Wracając do ad remu, jak mawiają pewne osobniki - o wydanej przez Dowody na Istnienie książce "Nie hańbi" słyszałam niejasno stąd i zowąd, ale dopiero kolega z pracy (pokłony, pokłony!) uświadomił mi, że znaczną część tej przekrojowej opowieści o rozlicznych aspektach pracy (jej braku, jej formy, jej częstej bezsensowności) stanowi historia Żyrardowa. Książek o moim mieście nigdy nie mam dosyć (chyba że mówimy o tej, która leży na moim biurku w postaci stosu notatek i materiałów źródłowych...), rzuciłam się więc na reportaże Olgi Gitkiewicz jak mój kot na surową wołowinę. I nie zawiodłam się: oto zbiór rzetelnie przygotowanych opowieści o tym, co dzieje się z człowiekiem chcącym pracować LEGALNIE i ETYCZNIE (choć to akurat słowo chyba nigdzie w książce nie pada), za godziwe wynagrodzenie i w ludzkich warunkach. I o tym, dlaczego nie odeszliśmy zbyt daleko od lat 20. czy 30.-tych ubiegłego stulecia. Niestety.
Polecam Państwu obie wyżej wymienione pozycje - zajęły mi dwa dni, i zostawiły po sobie jak najlepsze wrażenia. Znajomym, którzy utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto po nie sięgnąć - niniejszym serdecznie dziękuję.
Dobrego, zaczytanego weekendu! Co planujecie? Ja rzucam się na kolejny zbiór opowiadań wybranych przez Zadie Smith...
Dwie takie właśnie połknęłam - szczupłe rozmiarowo, ale naładowane treścią. O esejach Rebekki Solnit od jakiegoś czasu mówiło się "w moim fyrtlu" - spodziewałam się radykalizującego feminizmu, dostałam rzeczowe, podparte dogłębnymi badaniami źródeł teksty o socjologicznym postrzeganiu płci, o tym, dlaczego małżeństwa jednopłciowe naprawdę stanowią zagrożenie dla tradycyjnego modelu "rodziny", o wymazywaniu kobiet z historii, o przemocy w rozlicznych wymiarach i formach - wreszcie o niczym nie uzasadnionej wyższości intelektualnej, jaką [niektórzy] mężczyźni (niesłusznie) odczuwają wobec kobiet. Czytałam z otwartą paszczą, i natychmiast postanowiłam przyznać "Mężczyznom..." pierwszego w tym roku (oraz pierwszego ever) Lubego Leniwca Literackiego.
Leniwiec wziął się z tego, że niektórzy moi przyjaciele zwracają się do mnie per "Leniu", co jest stosunkowo urocze oraz bezbłędnie oddaje moją postawę życiową. W przyznawaniu Leniwców (dla książek, filmów, seriali itepe, które pomogą mi skutecznie oderwać się od codziennych obowiązków i odczuć bezbrzeżną satysfakcję z kulturalnego dolce far niente) będzie mi pomagał wiecznie zrelaksowany zaparzacz Mr. Tea. Pod koniec roku mam nadzieję wyłonić Króla Leniwców, bliskiego krewnego Juliana. Stej tjund.
Wracając do ad remu, jak mawiają pewne osobniki - o wydanej przez Dowody na Istnienie książce "Nie hańbi" słyszałam niejasno stąd i zowąd, ale dopiero kolega z pracy (pokłony, pokłony!) uświadomił mi, że znaczną część tej przekrojowej opowieści o rozlicznych aspektach pracy (jej braku, jej formy, jej częstej bezsensowności) stanowi historia Żyrardowa. Książek o moim mieście nigdy nie mam dosyć (chyba że mówimy o tej, która leży na moim biurku w postaci stosu notatek i materiałów źródłowych...), rzuciłam się więc na reportaże Olgi Gitkiewicz jak mój kot na surową wołowinę. I nie zawiodłam się: oto zbiór rzetelnie przygotowanych opowieści o tym, co dzieje się z człowiekiem chcącym pracować LEGALNIE i ETYCZNIE (choć to akurat słowo chyba nigdzie w książce nie pada), za godziwe wynagrodzenie i w ludzkich warunkach. I o tym, dlaczego nie odeszliśmy zbyt daleko od lat 20. czy 30.-tych ubiegłego stulecia. Niestety.
Polecam Państwu obie wyżej wymienione pozycje - zajęły mi dwa dni, i zostawiły po sobie jak najlepsze wrażenia. Znajomym, którzy utwierdzili mnie w przekonaniu, że warto po nie sięgnąć - niniejszym serdecznie dziękuję.
Dobrego, zaczytanego weekendu! Co planujecie? Ja rzucam się na kolejny zbiór opowiadań wybranych przez Zadie Smith...
Jestem w trakcie przedpremierowej lektury Nocy Miniera do recenzji;)
ReplyDeleteThis comment has been removed by the author.
Delete(Coś mi się brzydko wykrzacza, więc jeszcze raz:)
Delete...czy dobrze widziałam, że Noc Miniera nie bałdzo? :(
Przyniesiono mi dziś z biblioteki "Lolę" - mam jeszcze kilka rzeczy w kolejce, ale zęby, niniejszym, naostrzyłam!