Recenzja zawiera
odniesienia do POPRZEDNICH tomów cyklu wrocławskiego. Jeżeli jeszcze ich nie
czytaliście (ale jak to???), przygotujcie się na spoilery.
Mam grupę przyjaciółek, które na każdy otrzymany przeze mnie
egzemplarz recenzencki książki Marty Kisiel reagują zdrową zazdrością, i
pytają, jak jest. Tym razem pytanie
było nieco inne: Czy Płacz powoduje
straty emocjonalne? No cóż… Od wydarzeń opisanych w Toń upłynęło niewiele czasu; od śmierci Mili Bolesnej w Nomen Omen jeszcze mniej: to chyba
naturalne, że bohaterowie (a szczególnie bohaterki) muszą przepracować swoje
traumy, i nauczyć się żyć w nowej rzeczywistości: z niedawno odkrytymi mocami
(Eleonora) tudzież we – względnej – normalności (Jaga i Matylda). Nie jest
łatwo, mili moi – szczególnie gdy jedna z panien Stern znika w tajemniczych
okolicznościach, po Ramzesie również ginie wszelki ślad, a telefon sióstr
Bolesnych ponownie przemawia wielogłosem niewiadomego pochodzenia… W
poszukiwaniu odpowiedzi na nowe i stare pytania, nasi bohaterowie wyruszają w zaśnieżone
Góry Sowie, aby stanąć oko w oko z historią najnowszą i mniej nową, naprawić
dawne błędy i uciszyć zmory: czasami bardzo dosłownie. Czy im się uda, i wyjdą
z tej przeprawy bez szwanku? A, to się dopiero okaże…
Dwie rzeczy, o których musicie wiedzieć, zanim przystąpicie do lektury: po pierwsze, powieść składa się z fragmentów oznaczonych jako „Teraz” i „Przedtem”, a sposób, w jaki Ałtorka kończy i rozpoczyna dwie retrospekcje wprawił mnie w drgawki z ekscytacji. Hitchcock? Jaki Hitchcock, panowie! Amator, w ogóle nie umiał w budowanie napięcia… Konkludując: podczas lektury nie będzie Wam potrzebna kawa, przyspieszone tętno i podwyższone ciśnienie – gwarantowane!
Trudno jest napisać trylogię, w której każdy tom trzyma
wysoki poziom, a fabuła poszczególnych części tworzy spójną całość. Czasami ta
sztuka nie udaje się nawet najlepszym (cykl husycki, kaszl, kaszl). A cała
sprawa nabiera rumieńców, kiedy autor popełnia DRUGI tom trylogii na CZTERY
LATA przed tomem pierwszym...
Podsumujmy. Chronologicznie, historia zaczyna się od panien
Stern, w powieści Toń (data
pierwszego wydania: maj 2018). W ostatnich zdaniach tejże Matylda Bolesna i
Ramzes obserwują Salkę Przygodę, nową sublokatorkę sióstr Bolesnych i bohaterkę
drugiego tomu cyklu wrocławskiego - Nomen
Omen (data pierwszego wydania: luty 2014). Czytelnik, który trafił na
twórczość Marty Kisiel w ciągu ostatnich dwóch lat, mógł przeczytać Nomen Omen przy okazji wznowienia (z
PRZEPIĘKNĄ okładką autorstwa niezawodnego Tomasza Majewskiego) w roku 2019, i
zastanowić się: ale hola, jak to, po co te wszystkie kombinacje? Skoro chodziło
o znalezienie grobu pradziadka Salki, pogrzebanego potajemnie pod koniec drugiej
wojny światowej – czy nie prościej byłoby zwrócić się o pomoc do „moralnie
ambiwalentnego” strzygonia, lub jednej ze znajomych psychopompek (właśnie
wymyśliłam tę wersję, i jestem dumna!), zamiast biegać bez sensu po
wrocławskich nekropoliach?! Ano, Drogi Czytelniku, nie byłoby prościej,
albowiem w momencie pisania Nomen Omen
ani Ramzes, ani panny Stern nie zaistnieli jeszcze w Kisielversum…
I oto przychodzi Płacz,
tom trzeci, spinający całą historię – i trzeba w jakiś sprytny sposób ogarnąć
tę nietypową sytuację, tudzież wyjaśnić, czemu kogoś nie było tam, gdzie mógłby być. Czy się udało?
A jak nie, jak tak!
-
To jest ta sytuacja, kiedy okładka Tomasza Majewskiego jest tak dobra, że w zasadzie nie powinno się niczego więcej dodawać do zdjęcia... a jednak, jestem niepoprawna. |
-
Wiadomo nie od dziś, że Marta Kisiel lubuje się wielce w
zgłębianiu historii Wrocławia i Dolnego Śląska (ze szczególnych uwzględnieniem
pierwszej połowy ubiegłego wieku): było to widać wyraźnie w poprzednich tomach
cyklu wrocławskiego, i nie inaczej jest w przypadku Płacz. Zanurzenie bohaterów w głębiny czasu – dosłownie i w
przenośni – pozwala czytelnikowi poznać fakty, o których zazwyczaj nie uczy się
w szkole ani nie wspomina w podręcznikach: tu wielkie chapeau bas dla Ałtorki za odważne branie się za bary z tymi
aspektami historii narodowej i regionalnej, o której wiele osób chciałoby możliwie
jak najszybciej zapomnieć. Tymczasem: trzeba pamiętać, trzeba rozmawiać
(prawda, Gerd?), i brać odpowiedzialność za to, co od nas zależy.
I pomagać, jeśli tylko można.
Aby nie zdradzać zbyt wiele z fabuły, powiem krótko: w odciętym
od świata pensjonacie w Górach Sowich dzieją się rzeczy dramatyczne i
niesamowite. Na jaw wychodzą pilnie strzeżone sekrety – dawne i nowe – miłość nie
zawsze triumfuje (chociaż…), a przeznaczenie można oszukać. Panny Stern,
Matylda oraz ich kawalerowie (ha!) będą kilkakrotnie stawać przed wyborem:
zawrócić, czy przeć naprzód? Odnaleźć zgubę, której poszukuje nowy znajomy Eleonory,
czy przyjąć, że sprawa jest przesądzona i nic nie da się zrobić? Zaakceptować zmiany,
jakie w nich zachodzą (żadna ze Sternówien nie będzie już taka sama: a
największa taka zmiana czeka na... Dżusi, czego zapewne niewielu czytelników Toń mogłoby się spodziewać), czy walczyć
przeciw nim do upadłego?
Poświęcić wszystko dla dobra ogółu, czy… wykazać się
odrobiną zdrowego egoizmu?
Celowo piszę ogólnikami, ponieważ znaczna część fabuły Płacz rozgrywa się nie w ruinach zamków,
starych sztolniach, czy śniegiem zasypanych pensjonatach, ale w sferze psychologicznej
(moralnej), i to od Was, P.T. Czytelnicy, zależeć będzie ostateczna
interpretacja finału tej historii.
Ja odpowiadam na pytanie moich przyjaciółek: YHY…
-
Dwie rzeczy, o których musicie wiedzieć, zanim przystąpicie do lektury: po pierwsze, powieść składa się z fragmentów oznaczonych jako „Teraz” i „Przedtem”, a sposób, w jaki Ałtorka kończy i rozpoczyna dwie retrospekcje wprawił mnie w drgawki z ekscytacji. Hitchcock? Jaki Hitchcock, panowie! Amator, w ogóle nie umiał w budowanie napięcia… Konkludując: podczas lektury nie będzie Wam potrzebna kawa, przyspieszone tętno i podwyższone ciśnienie – gwarantowane!
A po drugie: nie zgadzam się z Ałtorką w jednej, dość
zasadniczej kwestii. Oto zaszyfrowany fragment żywiołowej dyskusji naszych
bohaterów:
-No to może X? –
zaproponował Karolek.
-Ta, jasne, i co jeszcze? Może Y?!
- A co jest złego w Y?
-WSZYSTKO – odparły jednomyślnie siostry Stern.
-Ta, jasne, i co jeszcze? Może Y?!
- A co jest złego w Y?
-WSZYSTKO – odparły jednomyślnie siostry Stern.
Otóż, Ałtorko Droga – mam-ci ja to X o jakieś trzy miesiące
dłużej, niż Ałtorka ma Y, i jestem gotowa zamienić się z Ałtorką w dowolnie
wybranym przez Ałtorkę momencie, gdyż X to zło wcielone. Rzekłam!
-
Czytać więc Płacz,
czy nie czytać? Czytać, a jakże – ale przystępować do lektury ze świadomością,
że – nomen omen (ha!) – płacz może
stać się częścią Waszego doświadczenia tej książki.
Ale i tak warto.
Marta Kisiel: Płacz
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 11 marca 2020
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 11 marca 2020
Dzięki serdeczne dla
Wydawnictwa, które nie odmówiło mi egzemplarza autorskiego!
Przy składaniu recenzji
towarzyszyły mi: chimeryczne koty, taka oto muzyka,
i herbata Matsu Kyo (ujicha z matchą).
Oj tak, mam dość podobne odczucia po lekturze "Płacz" i wciąż zadziwia mnie, jak rozwija się warsztat Marty Kisiel. Złapała mnie w sieć, nie chce puścić i jeszcze bezczelnie sprawia, że wciągam w to innych. A teraz leczę książkowego kaca, bo "Płacz" nie chce odpuścić.
ReplyDeletePozdrawiam
Po pierwsze, bez związku z komentarzem - jaki piękny nick! A po drugie - pełna zgoda co do kaca po-Płaczowego; musiałam zrobić tydzień przerwy między lekturą a pisaniem recenzji, żeby przegryźć się z myślami i uspokoić emocje.
DeleteRównież pozdrawiam! :)