Pod względem brutalności ekspansji, język przypomina
rolnictwo przemysłowe: większość świata porozumiewa się w bardzo znikomym
procencie wszystkich współczesnych narzeczy (ocenia się, że jest ich – nadal,
choć wymieranie języków jest równie prawdziwe jak wymieranie gatunków – około sześciu
tysięcy). Na czym zasadza się zatem wielkość danego języka – na liczbie użytkowników
pierwotnych, terytorium „opanowanym” przez tychże, wadze przywiązywanej przez nich
do sposobu, w jaki się porozumiewają? Być może jest to kombinacja wszystkich
tych odpowiedzi.
Podręczna półka słownikowa |
Dorren nie idzie tutaj na skróty: nie opiera się na żadnym
wypróbowanym schemacie, i ucieka od suchych danych – poza krótką
charakterystyką „bohatera” każdego rozdziału (co ciekawe, pierwszy – w układzie
graficznym – rozdział oznaczony jest numerem 20; numeracja owa maleje w miarę
jak rośnie „zasięg” opisanych języków) pod względem przynależności do rodziny językowej,
gramatyki i fonologii, autor skupia się na bardzo różnych aspektach czyniących dany
język wyjątkowym. W potoczystym, gawędziarskim stylu, Dorren opisuje wpływ
imigrantów na kształtowanie się współczesnej (uproszczonej) wersji starożytnego
perskiego, genderlecty japońskiego, znaczenie historyczno-kulturowe
tamilskiego, dwudziestowieczne próby „oczyszczania” i reformowania tureckiego,
tonalność pendżabskiego (jednego z nielicznych języków indoeuropejskich
odznaczających się tą cechą: Autor wskazuje na podobną budowę niektórych
języków bałtyckich i skandynawskich, o czym nie miałam bladego pojęcia), i tak
dalej, i tym podobne. Dla takiego językowego nerda jak ja, Babel jest
lekturą-marzeniem.
Mam to szczęście, że „robię w lokalizacji”: przez ostatnie
trzy lata moja praca pozwalała mi na kontakt z prawie setką języków;
dziewiętnaście z nich (jedynym wyjątkiem jest jawajski) to bohaterowie książki
Dorrena. I mimo że wydawało mi się, że o językach jako takich cokolwiek bądź
wiem – Babel skutecznie wybiła mnie z lingwistycznego samozadowolenia. Być
może odróżniam (w piśmie) bengalski od tamilskiego, telugu i odii, ale już języki
stosujące abdżady (arabski, perski, urdu) to dla mnie kompletna terra
incognita. Obserwuję u siebie również europocentryczny sposób myślenia o
językach – „nasze” są istotne, nawet jeśli traktujemy je jako dialekty; „indyki”
to przedziwne narzecza, do których nie warto przykładać wagi – tymczasem Dorren
skutecznie mnie usadza, tłumacząc, że użytkowników ujgurskiego jest dwukrotnie
więcej niż katalońskiego, a także podając liczone w setkach milionów liczby
osób mówiących po pendżabsku czy malajsku. Z całej książki przebija autentyczna
pasja językoznawcza: Autor nie różnicuje opisywanych języków wedle własnego do nich
stosunku (owszem, wspomina o swoich zmaganiach przy okazji nauki wietnamskiego),
zachowując jednocześnie entuzjazm zaangażowanego badacza i miłośnika tego
tematu. Babel czyta się znakomicie – przynajmniej z perspektywy osoby, która o językach (i w językach) może mówić długo i
namiętnie.
Ogromne wyrazy uznania kieruję również do tłumaczki, Anny
Sak – przepyszne przekłady dowcipów językowych i innych bon motów
– oraz do konsultantów językowych dla poszczególnych języków: przypisy ich
autorstwa, sporadycznie pojawiające się w treści książki, znakomicie
uzupełniają wywód Autora. Dodajmy do tego starannie dopracowaną szatę graficzną
(ostatnia strona okładki kompletnie mnie rozbroiła!) oraz obszerną
bibliografię, zachęcającą do dalszych studiów we własnym zakresie – i oto
otrzymujemy smakowitą mieszankę lingwistycznego musli (patrz: rolnictwo przemysłowe,
raz jeszcze), podsypanego odrobiną mądrego humoru i wysokokalorycznymi
orzechami wiedzy.
Mam wrażenie, że wymykają mi się metafory – zostawiam Was
zatem ze słowem zachęty do lektury Dorrena, i idę do komory dotleniającej – z kolejną
książką, a jakże!
Gaston Dorren, Babel. W dwadzieścia języków dookoła
świata
Wydawnictwo Karakter
Data publikacji: 7 sierpnia 2019
Wydawnictwo Karakter
Data publikacji: 7 sierpnia 2019
No comments:
Post a Comment