Jak się nazywa faceta,
z którym się sypia… powiedzmy, przez dziewięć lat.. robi mu się śniadania i
awantury, obchodzi razem urodziny, przez dziewięć lat nosi się to, co mu się
podoba, jest się miłym dla jego przyjaciół, i on zawsze jest w domu, ale od
początku wiesz, że to donikąd nie prowadzi, on sobie kogoś znajdzie i to nie
będziesz ty, uzgodniliście to na wstępie, on sobie kogoś znajdzie i za niego
wyjdzie… Jak się nazywa takiego gościa?
Artur Marny (w oryginale: Arthur Less; w polskim tłumaczeniu autorstwa Doroty Konowrockiej-Sawy zastosowano genialny chwyt w postaci odmieniania nazwiska bohatera jak słowa obcojęzycznego, a więc: Marny’ego, Marny’emu, etc.), jeszcze-nie-pięćdziesięcioletni pisarz, nie potrafi pogodzić się z tym, że jego były kochanek Freddy bierze ślub z innym mężczyzną. Nie mogąc tak po prostu nie zjawić się na ceremonii – Artura łączą skomplikowane więzi przyjaźni i nienawiści z ojcem Freddy’ego – przyjmuje zatem wszystkie zaległe propozycje i zaproszenia, aby mieć wiarygodną wymówkę dla swojej nieobecności. Rozpoczyna od Nowego Jorku (żeby poprowadzić spotkanie autorskie popularniejszym, choć cierpiącym akurat na zatrucie pokarmowe, pisarzem - i dowiaduje się, że jego najnowsza powieść nie zostanie wydana), skąd uda się do Meksyku (uświetnić swoją obecnością panel dyskusyjny poświęcony twórczości swego byłego kochanka… w towarzystwie byłej żony owego kochanka), Włoch (brać udział w ceremonii przyznania nagrody literackiej, na otrzymanie której nie ma, niestety, szans), Niemiec (przekonać się, że jego znajomość niemieckiego nie jest tak znakomita, jak lubi to sobie wyobrażać), Francji (uciekać przed wiadomościami o ślubie Freddy'ego), Maroka (utknąć w burzy piaskowej w przededniu swoich urodzin), Indii (zniszczyć ostatni dobry garnitur) i Japonii (zgubić bagaż). Po drodze nawiązuje nowe romanse i odnawia stare znajomości, usilnie próbując wypełnić w sobie pustkę po związku-nie-związku (bo przecież przez cały czas liczył się z tym, że Freddy prędzej czy później go opuści; a jednak, A JEDNAK!...) jazgotem nowych wydarzeń. Jestem lękiem starości, jestem lękiem samotności – tłumaczy w łamanym niemieckim – lecz gdy w ostatniej scenie powieści wkracza ponownie na schody prowadzące do swojego domu w San Francisco, jest o wiele lepszym (i, być może, szczęśliwszym) człowiekiem niż ten, który uciekał w podróż.
-
Andrew Sean Greer, autor pięciu bardzo dobrze przyjętych
powieści (Madonna kupiła prawa do sfilmowania The Impossible Lives of Greta Wells!), twierdzi, że pomysł na Marny’ego (powieść, którą napisał „dla siebie”)
przyszedł mu do głowy podczas kąpieli w wodach zatoki San Francisco. Być może
odbyło się to podobnie, jak u Marny’ego, który wykorzystuje samotność
podróżnika aby kompletnie zmienić charakter książki, nad którą obecnie pracuje:
A jeśli ta powieść nie będzie wcale
rzewna i przejmująca? Jeśli to nie będzie historia smutnego faceta w średnim
wieku krążącego po rodzinnym mieście, wspominającego przeszłość i lękającego
się przyszłości, perypatetyzm żalów i upokorzeń, wietrzenie samotnej męskiej
duszy? Jeśli nie będzie nawet zwyczajnie smutna? Zarówno w przypadku
autora, jak i jego bohatera, pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę: Marny
wreszcie kończy swoją książkę, a Marny
staje się pierwszą od wielu lat powieścią KOMEDIOWĄ uhonorowaną nagrodą
Pulitzera.
Humor Greera nie należy przy tym do kategorii nerwowego,
slapstickowego chichotu: to raczej znaczące mrugnięcie w stronę czytelnika,
wciągnięcie go w intelektualną grę skojarzeń i tropów kulturowych, w której
sukces odnosi się wraz z uśmiechem w
kierunku bohatera, a nie – śmiechem z jego perypetii. Marny, pierwszy homoseksualista, jaki się
kiedykolwiek zestarzał, jest przekonany o własnej – nomen omen – marności i
niedoskonałości; nie bierze pod uwagę, że jeszcze może go spotkać w życiu coś
pięknego: i wskutek tego częstokroć kompletnie lekceważy łaskawe zrządzenia
losu. Czytelnik przygląda się jego perypetiom z pewnego rodzaju serdecznym
zażenowaniem: ile jeszcze „subtelnych” wskazówek musi dać Marny’emu los, żeby
nasz bohater w końcu zrozumiał, że być może jest (jak mu się wydaje) kiepski w byciu sobą – ale bynajmniej
nie oznacza to, że jest w jakikolwiek sposób niegodny miłości i szczęścia. Przeciwnie: kibicujemy Marny’emu tym
goręcej, im więcej niepowodzeń spotyka go w podróży. Marny, współczesny Fileas
Fogg, nie ma do wygrania żadnego zakładu: poza, być może: tym jednym – przekonaniem
się, kim jest ON SAM, pięćdziesięcioletni, samotny gej na wędrówce.
Podróż Marny’ego można śledzić na mapie i na Instagramie (powstał specjalny profil ze zdjęciami miejsc, które nasz bohater mógł odwiedzić podczas swojej wędrówki przez cztery kontynenty): a czytelnik ma okazję odbyć podobną wyprawę w głąb siebie samego.
-
Jak to jest, że w
średnim wieku tyle rzeczy potrafi człowieka znudzić – filozofia, radykalizm,
wszystkie te niepożywne erzace – a zawód miłosny nadal tak dotkliwie rani może
przez to, że wciąż znajduje nowe źródła? (…) Czy można uniknąć go inaczej, niż
wyrzekając się miłości na zawsze? Ostatecznie [Marny] nie znalazł innego
rozwiązania. Może to i dobrze? Gdyby Marny pozostał w domu, rozpamiętując
swój związek z Freddym i mając za towarzystwo jedynie kilka butelek wina, nie
znaleźlibyśmy się z nim na wędrówce ku spokojnej konstatacji: większość rzeczy,
które przydarzają nam się w życiu, zależy od kogoś zupełnie innego. To, co
Greer nazywa wariacką patchworkową kołdrą
życia pisarza: w sumie ciepłą, choć zawsze przykrótką, jest w istocie
wyzwaniem (dla Marny’ego, dla Freddy’ego, dla bohaterów powieści i dla jej
czytelników) i wezwaniem do otrząśnięcia się, strzepnięcia kołdry, i podjęcia
decyzji: spruwamy całość i zaczynamy od nowa, czy raczej dokładamy kolejny
rządek kwadratów? Czy naprawdę jest nam AŻ TAK ŹLE w życiu? Marny nie
spodziewał się, że jego niefrasobliwe podejście do związku z Freddym („och,
jestem dla ciebie za stary; i tak mnie w końcu zostawisz, więc nie
przyzwyczajaj się do mnie!”) kiedyś się na nim zemści, i przyjdzie mu
skonfrontować własne wyobrażenia o „wolnej miłości” z brutalną rzeczywistością
osamotnienia. Nie potrafiąc się pogodzić z przegraną, wyjeżdża, żeby przemyśleć
i poukładać sobie pewne sprawy: ale kiedy wraca do San Francisco, okazuje się,
że nie był w tej wyprawie ku – bardzo to amerykańskie pojęcie – samoodkrywaniu [się]
osamotniony.
W czasach izolacji i przymusowego oddalenia od naszych
bliskich (lub wręcz przeciwnie), dobrze jest sobie przypomnieć, że każdy z nas
jest dla siebie celem najważniejszej podróży – a żeby na nią wyruszyć, nie trzeba
koniecznie wychodzić z domu.
Można za to zamknąć książkę Andrew Seana Greera, i z
uśmiechem satysfakcji zaplanować wycieczkę śladami Marny’ego, mając nadzieję,
że jeszcze będzie na świecie spokojnie i normalnie…
Andrew Sean
Greer: Marny
Wydawnictwo W.A.B.
premiera: 25 marca 2020
Wydawnictwo W.A.B.
premiera: 25 marca 2020
Dziękuję Wydawnictwu
za przedpremierowy egzemplarz książki!
Podczas pisania recenzji towarzyszyła mi herbata z Yorkshire
(wzbogacona syropem sosnowym), i muzyka celtycka.
No comments:
Post a Comment