Monday, 23 March 2020

Zgubić i znaleźć [się] - Andrew Sean Greer, "Marny"

Jak się nazywa faceta, z którym się sypia… powiedzmy, przez dziewięć lat.. robi mu się śniadania i awantury, obchodzi razem urodziny, przez dziewięć lat nosi się to, co mu się podoba, jest się miłym dla jego przyjaciół, i on zawsze jest w domu, ale od początku wiesz, że to donikąd nie prowadzi, on sobie kogoś znajdzie i to nie będziesz ty, uzgodniliście to na wstępie, on sobie kogoś znajdzie i za niego wyjdzie… Jak się nazywa takiego gościa?

Artur Marny (w oryginale: Arthur Less; w polskim tłumaczeniu autorstwa Doroty Konowrockiej-Sawy zastosowano genialny chwyt w postaci odmieniania nazwiska bohatera jak słowa obcojęzycznego, a więc: Marny’ego, Marny’emu, etc.), jeszcze-nie-pięćdziesięcioletni pisarz, nie potrafi pogodzić się z tym, że jego były kochanek Freddy bierze ślub z innym mężczyzną. Nie mogąc tak po prostu nie zjawić się na ceremonii – Artura łączą skomplikowane więzi przyjaźni i nienawiści z ojcem Freddy’ego – przyjmuje zatem wszystkie zaległe propozycje i zaproszenia, aby mieć wiarygodną wymówkę dla swojej nieobecności. Rozpoczyna od Nowego Jorku (żeby poprowadzić spotkanie autorskie popularniejszym, choć cierpiącym akurat na zatrucie pokarmowe, pisarzem - i dowiaduje się, że jego najnowsza powieść nie zostanie wydana), skąd uda się do Meksyku (uświetnić swoją obecnością panel dyskusyjny poświęcony twórczości swego byłego kochanka… w towarzystwie byłej żony owego kochanka), Włoch (brać udział w ceremonii przyznania nagrody literackiej, na otrzymanie której nie ma, niestety, szans), Niemiec (przekonać się, że jego znajomość niemieckiego nie jest tak znakomita, jak lubi to sobie wyobrażać), Francji (uciekać przed wiadomościami o ślubie Freddy'ego), Maroka (utknąć w burzy piaskowej w przededniu swoich urodzin), Indii (zniszczyć ostatni dobry garnitur) i Japonii (zgubić bagaż). Po drodze nawiązuje nowe romanse i odnawia stare znajomości, usilnie próbując wypełnić w sobie pustkę po związku-nie-związku (bo przecież przez cały czas liczył się z tym, że Freddy prędzej czy później go opuści; a jednak, A JEDNAK!...) jazgotem nowych wydarzeń. Jestem lękiem starości, jestem lękiem samotności – tłumaczy w łamanym niemieckim – lecz gdy w ostatniej scenie powieści wkracza ponownie na schody prowadzące do swojego domu w San Francisco, jest o wiele lepszym (i, być może, szczęśliwszym) człowiekiem niż ten, który uciekał w podróż.

-

Andrew Sean Greer, autor pięciu bardzo dobrze przyjętych powieści (Madonna kupiła prawa do sfilmowania The Impossible Lives of Greta Wells!), twierdzi, że pomysł na Marny’ego (powieść, którą napisał „dla siebie”) przyszedł mu do głowy podczas kąpieli w wodach zatoki San Francisco. Być może odbyło się to podobnie, jak u Marny’ego, który wykorzystuje samotność podróżnika aby kompletnie zmienić charakter książki, nad którą obecnie pracuje: A jeśli ta powieść nie będzie wcale rzewna i przejmująca? Jeśli to nie będzie historia smutnego faceta w średnim wieku krążącego po rodzinnym mieście, wspominającego przeszłość i lękającego się przyszłości, perypatetyzm żalów i upokorzeń, wietrzenie samotnej męskiej duszy? Jeśli nie będzie nawet zwyczajnie smutna? Zarówno w przypadku autora, jak i jego bohatera, pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę: Marny wreszcie kończy swoją książkę, a Marny staje się pierwszą od wielu lat powieścią KOMEDIOWĄ uhonorowaną nagrodą Pulitzera.

Humor Greera nie należy przy tym do kategorii nerwowego, slapstickowego chichotu: to raczej znaczące mrugnięcie w stronę czytelnika, wciągnięcie go w intelektualną grę skojarzeń i tropów kulturowych, w której sukces odnosi się wraz z uśmiechem w kierunku bohatera, a nie – śmiechem z jego perypetii. Marny, pierwszy homoseksualista, jaki się kiedykolwiek zestarzał, jest przekonany o własnej – nomen omen – marności i niedoskonałości; nie bierze pod uwagę, że jeszcze może go spotkać w życiu coś pięknego: i wskutek tego częstokroć kompletnie lekceważy łaskawe zrządzenia losu. Czytelnik przygląda się jego perypetiom z pewnego rodzaju serdecznym zażenowaniem: ile jeszcze „subtelnych” wskazówek musi dać Marny’emu los, żeby nasz bohater w końcu zrozumiał, że być może jest (jak mu się wydaje) kiepski w byciu sobą – ale bynajmniej nie oznacza to, że jest w jakikolwiek sposób niegodny miłości i szczęścia. Przeciwnie: kibicujemy Marny’emu tym goręcej, im więcej niepowodzeń spotyka go w podróży. Marny, współczesny Fileas Fogg, nie ma do wygrania żadnego zakładu: poza, być może: tym jednym – przekonaniem się, kim jest ON SAM, pięćdziesięcioletni, samotny gej na wędrówce.

Podróż Marny’ego można śledzić na mapie i na Instagramie (powstał specjalny profil ze zdjęciami miejsc, które nasz bohater mógł odwiedzić podczas swojej wędrówki przez cztery kontynenty): a czytelnik ma okazję odbyć podobną wyprawę w głąb siebie samego.


 -

Jak to jest, że w średnim wieku tyle rzeczy potrafi człowieka znudzić – filozofia, radykalizm, wszystkie te niepożywne erzace – a zawód miłosny nadal tak dotkliwie rani może przez to, że wciąż znajduje nowe źródła? (…) Czy można uniknąć go inaczej, niż wyrzekając się miłości na zawsze? Ostatecznie [Marny] nie znalazł innego rozwiązania. Może to i dobrze? Gdyby Marny pozostał w domu, rozpamiętując swój związek z Freddym i mając za towarzystwo jedynie kilka butelek wina, nie znaleźlibyśmy się z nim na wędrówce ku spokojnej konstatacji: większość rzeczy, które przydarzają nam się w życiu, zależy od kogoś zupełnie innego. To, co Greer nazywa wariacką patchworkową kołdrą życia pisarza: w sumie ciepłą, choć zawsze przykrótką, jest w istocie wyzwaniem (dla Marny’ego, dla Freddy’ego, dla bohaterów powieści i dla jej czytelników) i wezwaniem do otrząśnięcia się, strzepnięcia kołdry, i podjęcia decyzji: spruwamy całość i zaczynamy od nowa, czy raczej dokładamy kolejny rządek kwadratów? Czy naprawdę jest nam AŻ TAK ŹLE w życiu? Marny nie spodziewał się, że jego niefrasobliwe podejście do związku z Freddym („och, jestem dla ciebie za stary; i tak mnie w końcu zostawisz, więc nie przyzwyczajaj się do mnie!”) kiedyś się na nim zemści, i przyjdzie mu skonfrontować własne wyobrażenia o „wolnej miłości” z brutalną rzeczywistością osamotnienia. Nie potrafiąc się pogodzić z przegraną, wyjeżdża, żeby przemyśleć i poukładać sobie pewne sprawy: ale kiedy wraca do San Francisco, okazuje się, że nie był w tej wyprawie ku – bardzo to amerykańskie pojęcie – samoodkrywaniu [się] osamotniony.

W czasach izolacji i przymusowego oddalenia od naszych bliskich (lub wręcz przeciwnie), dobrze jest sobie przypomnieć, że każdy z nas jest dla siebie celem najważniejszej podróży – a żeby na nią wyruszyć, nie trzeba koniecznie wychodzić z domu.

Można za to zamknąć książkę Andrew Seana Greera, i z uśmiechem satysfakcji zaplanować wycieczkę śladami Marny’ego, mając nadzieję, że jeszcze będzie na świecie spokojnie i normalnie…



Andrew Sean Greer: Marny
Wydawnictwo W.A.B.
premiera: 25 marca 2020

Dziękuję Wydawnictwu za przedpremierowy egzemplarz książki!

Podczas pisania recenzji towarzyszyła mi herbata z Yorkshire (wzbogacona syropem sosnowym), i muzyka celtycka.

No comments:

Post a Comment