Oda Kręciszewska, bohaterka nagrodzonego Zajdlem opowiadania
Szaławiła (jeśli jeszcze go nie czytaliście, natychmiast
porzućcie moje wynurzenia, i wróćcie, kiedy już nadrobicie zaległości), po latach miotania się z jednego
krańca planety w drugi odnalazła swoje miejsce na Ziemi: zakupiony przez serwis
aukcyjny dom, wzniesiony na fundamentach innego budynku (takiego z wieżyczką),
pośrodku polany w środku lasu. Przy okazji odkryła również swoją prawdziwą naturę
(wiły, istoty nadprzyrodzonej – choć nadal mocno osadzonej w człowieczeństwie),
uratowała trójnogie szczenię i adoptowała niejakiego Bazyla: czorta z wadą
wymowy. W końcowych scenach Szaławiły
Odzie udało się również – z pomocą pewnego mrukliwego płanetnika – obronić swoją
nową siedzibę przed tatą Bazyla, diabłem całkiem poważnego kalibru. I wszyscy
żyli długo i szczęśliwie... ale nie do końca.
Oczy uroczne. Razy dwa. |
Bardzo, bardzo porządna
książka, Mili Moi.
Po szeregu trudnych doświadczeń, opisanych w Szaławile, Oda powinna cieszyć się
względnym spokojem w upragnionym domu – cóż jednak może począć wiła, kiedy sama
natura zmusza ją do zadawania sobie ważkich pytań w rodzaju: no dobrze, jestem
tu, i jest mi dobrze, ale właściwie dlaczego
tutaj, i teraz? I dlaczego ja? To taki etap meta
w kategoriach samookreślenia, samoświadomości, oraz umacniania swojego
dobrostanu – i nic dziwnego, że próbie odpowiedzi na te pytania może
towarzyszyć napływ lęku i wątpliwości. Można je, oczywiście, rozwiać i
obłaskawić – przy nieodzownej pomocy książek i innych źródeł wiedzy, co też
zresztą wychodzi Odzie jak najbardziej na zdrowie.
Wiedza jako antidotum na zagrożenia czające się w ciemności –
i te z mroków mitu i historii, i te najnowsze, kanalizujące lęki dręczące
ludzkość od niepamiętnych czasów – stanowi zresztą motyw przewodni powieści. Autorka
porusza pewien bardzo „nośny medialnie” problem współczesnego świata
(gwarantuję, że natknęliście się na niego przynajmniej raz w ciągu ostatniego
miesiąca!): i zestawiając go w cudownie mądry sposób ze światem demonów,
upiorów i strachów wykazuje, że łatwo dostępne odpowiedzi najczęściej nie są najlepsze, a czasem wręcz przynoszą więcej
strat, niż korzyści. Co możemy zatem zrobić, aby zrozumieć rzeczy i zjawiska,
które nas przerażają? Czytać, czytać, czytać
(mój dopisek: ...Martę Kisiel),
rozmawiać z osobami bardziej od nas obeznanymi z tematem, poszerzać horyzonty, nie
zadowalać się najprostszymi rozwiązaniami. Rozjaśniać
mroki, dosłownie i w przenośni.
Zrobiło się poważnie: Oczy
uroczne są jednak częścią tego samego cyklu, co Dożywocie i Siła niższa,
więc nie martwcie się – będziecie się przy ich lekturze znakomicie bawić, ba!
zaśmiewać w głos, i wypróbowywać na własnym aparacie mowy komunikację werbalną „na
Bazyla” (wielki, wielki szacun oraz kudos dla Korektorów, którzy podjęli się obsłakawiania
czortowskiej fonetyki!). Jeśli jesteście kobietami, lub po prostu zwracacie uwagę na takie rzeczy, znajdziecie tam również
pewną genialną sugestię „modową”, którą sama chętnie bym przetestowała (tak,
chodzi o „to z golfem”) - i wzruszycie się na wspomnienie Rilli-Marilli.
Krótko i węzłowato: Marta Kisiel trzyma poziom (i nie
zamierza go nikomu oddawać), pod płaszczykiem przyjemnej historii z pogranicza rzeczywistości
magicznej i fantastyki przemycając rozważania o całkiem poważnych sprawach, i to
bez jakichkolwiek sugestii dydaktycznego smrodku. Jeśli mieliście (dlaczego?!) jakiekolwiek
wątpliwości, czy warto sięgnąć po Oczy
uroczne: niniejszym je rozwiewam. Powitajcie równonoc wiosenną opowieścią o
przesileniu zimowym, bądźcie zdrowi, i delektujcie się Kiślem!
Marta Kisiel: Oczy uroczne
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 13 marca 2019
(Dziękuję Wydawnictwu za egzemplarz recenzencki "Oczu urocznych" - teraz mogę jeszcze bardziej wkurzać złaknionych książek Ałtorki znajomych...)
No comments:
Post a Comment