Życie obdarzyło Salomeę Klementynę Przygodę imponującym
wzrostem, przyjemnymi krągłościami (zwanymi też przyczynkiem do kompleksów),
rudym warkoczem oraz rodziną o skłonnościach do nadmiernego ekstrawertyzmu. Kiedy
Salka po raz kolejny wpada na własną matkę, opowiadającą przypadkowej osobie o
życiu erotycznym córki (tudzież braku takowego), przysłowiowa słomka łamie jej
równie przysłowiowy kręgosłup – wskutek czego dziewczyna wyprowadza się daleko
od rodziców, hołubionego przez wszystkich młodszego brata oraz ukochanej babci,
i trafia do starej willi we Wrocławiu, pod skrzydła dość specyficznej starszej
pani oraz papugi ze słabością do przemocy w stylu Warcrafta. I och, gdybyż to
było wszystko, co czeka ją na stancji! Zanim historia Salki dobiegnie końca,
dziewczyna dozna kilku poważnych wstrząsów natury fizycznej i psychicznej,
dowie się sporo o uniwersalnych prawach rządzących dynamiką relacji między
rodzeństwem (bez względu na wiek i płeć tego rodzeństwa), wyciągnie brata z
niezłych tarapatów (niestety, nie na długo), spróbuje przywołać ducha bardzo
nieprzyjemnego człowieka, upadnie na mopsa i przekona się, że ma więcej
wspólnego z pewnym sympatycznym doktorantem, niż jej się początkowo wydawało…
Okładka autorstwa Tomasza Majewskiego kompletnie i totalnie mnie zauroczyła. |
Jeśli ominęło Was pierwsze wydanie Nomen omen z 2014 roku, powinniście poważnie przemyśleć nadrobienie
lektury tej książki: szczególnie jeśli w międzyczasie czytaliście Toń – powieści te łączą się bowiem w
przepyszny sposób. Jeśli CZYTALIŚCIE Nomen
omen, pozwolę sobie zasugerować, że powrót do tej książki w obliczu
ostatnich publikacji Autorki (Toń,
ekhm, Toń!) również może przynieść Wam
sporo radości i satysfakcji. Marta Kisiel ma bowiem wyjątkowy talent do a)
splatania losów swoich bohaterów w przedziwny gobelin historii, i b) opisywania
Wrocławia, w dowolnym okresie historycznym. Osobiście głosuję za wprowadzeniem
do oferty turystycznej tego miasta spacerów śladami bohaterów Ałtorki –
podobnych do wycieczek inspirowanych powieściami Jo Nesbo w Oslo, lub Złym w Warszawie – widzę w tym ogromny
potencjał, o ile uczestnicy nie wylądują w Odrze, jak się to przydarza Salce
Przygodzie już w prologu Nomen omen. W
przypadku Salki w grę wchodzą jednak pewne okoliczności z rodzaju nadprzyrodzonych,
których potencjalni spacerowicze prawdopodobnie
nie muszą się obawiać. Chociaż w sumie – kto wie?
Nomen omen jest
bowiem opowieścią o tym, że wszyscy skrywamy jakieś tajemnice – i ponosimy konsekwencje
naszych decyzji, czasami w wiele lat po ich podjęciu. Przy czym ważne jest, aby
pamiętać, że nawet najszlachetniejsze intencje mogą się okazać znakomitym
budulcem dróg w różne nieprzyjemne miejsca, ponieważ nie jesteśmy w stanie
przewidzieć wszystkich konsekwencji naszych działań. Odnosi się to zarówno do najpoważniejszych
sytuacji życiowych, jak i do drobiazgów: wyboru nici do przyszycia guzika, księgarni,
w której poszukujemy opracowania na zajęcia u gderliwego profesora, czy nowego
miejsca zamieszkania, które ma nam pomóc oddalić się nieco od przytłaczającej
rodziny. W praktyce jednak jesteśmy o wiele mocniej zżyci, a nawet zszyci – nomen omen?—z ludźmi, niż nam
się wydaje: i potrzebujemy ich, żeby udźwignąć ciężar naszych decyzji wraz ze
wszystkimi ich konsekwencjami.
A jeśli przy okazji okaże się, że nawet najdziwniejsza
rodzina nie jest AŻ TAK zła, jak nam się wydaje – choć być może ma co nieco za
uszami, i jest w stanie zaskoczyć nas na wiele sposobów? No cóż. Nikt nie
mówił, że życie będzie proste. I nikt nie wie tego lepiej, niż Salka – jakże symptomatycznie
nazwana – Przygoda.
Z tego miejsca gorąco Was zachęcam, abyście dali tej
dziewczynie szansę, i sprawdzili, jaki będzie finał jej przygód (znowu to
podwójne znaczenie! Zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia z jakimś... motywem
przewodnim?...). Mnie wciągnęło z uszami, czego i Wam życzę!
PS. Jeśli czegoś nie rozumiem, to opinii na pewnym popularnym portalu, w których z dużą dozą obrzydzenia przywoływany jest pewien objaw kataru, i skutek uboczny płaczu. A przecież naturalia non sunt turpia, jak by powiedziała pani Matylda...
Marta Kisiel: Nomen omen
Wydanie II
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 13 lutego 2019
Dziękuję Wydawnictwu za sposobność ponownego zajrzenia do Wrocławia i/lub Breslau.
PS. Jeśli czegoś nie rozumiem, to opinii na pewnym popularnym portalu, w których z dużą dozą obrzydzenia przywoływany jest pewien objaw kataru, i skutek uboczny płaczu. A przecież naturalia non sunt turpia, jak by powiedziała pani Matylda...
Marta Kisiel: Nomen omen
Wydanie II
Wydawnictwo Uroboros
premiera: 13 lutego 2019
Dziękuję Wydawnictwu za sposobność ponownego zajrzenia do Wrocławia i/lub Breslau.
No comments:
Post a Comment