Tuesday 1 September 2020

Suma naszych zmarłych. Jakub Małecki - "Saturnin" [recenzja]

Problem z czekaniem na pewne książki polega na tym, że najpierw jest długi okres pełnego ekscytacji napięcia, a potem nagle książka już jest, i zaraz mamy ją przeczytaną - co nas, rzecz jasna, niezmiernie cieszy, ale już ją poznaliśmy, i czemu znowu była taka krótka?...

Na skutek splotu rozlicznych bolesnych (dla portfela) okoliczności, nie udało mi się dotrzeć na spotkanie z Jakubem Małeckim podczas Big Book Festivalu; ot, pech, spóźnienie, miejsca nie starczyło, co zrobisz? Udało mi się jednak nabyć przedpremierowo najnowszą książkę Autora: i „tak jakoś wyszło”, że zanim spotkanie się skończyło, a Autor rzucił się podpisywać to i owo, ja miałam za sobą jakieś pięćdziesiąt stron Saturnina, przeczytane na leżaku pod Centrum Łowicka. To, poniekąd, o czymś świadczy…

W wywiadzie udzielonym Michałowi Nogasiowi do najnowszego numeru „Książek. Magazynu do czytania”, Jakub Małecki stwierdza, że – pisząc Saturnina – nie mógł się już znaleźć bliżej rzeczy, które są dla Niego najważniejsza. I to się czuje w tej opowieści: cechuje ją swoista delikatność w ujęciu trudnych tematów wojny, śmierci i rodziny; nie jest to zresztą pierwsza powieść, w której Małecki udowadnia, że potrafi prowadzić swoich bohaterów przez zawiłe meandry historii, łącząc realizm magiczny z realizmem do-kości-prawdziwym. Świat Saturnina to bardzo konkretne miejsce i czas – a zarazem domena magii, oderwany od rzeczywistości skrawek przestrzeni, w ramach którego nawet niemożliwe staje się (być może) możliwe.

Bohaterów ma Saturnin kilkoro – są to członkowie jednej rodziny – a ich opowieści przenikają się w narracji i łączą, tworząc alternatywną wersję dobrze znanej Autorowi historii (którą my, niżej podpisani czytelnicy, poznajemy z ich snów i wizji). Tytułowy Saturnin mieszka i pracuje w Warszawie; mówi o sobie: w całym swoim życiu nie spotkałem ani jednej osoby, od której nie byłbym gorszy, i stara się przejść do porządku dziennego nad faktem, że zaprzepaścił swoją szansę na karierę sportową. Hanka, jego matka, jako młoda dziewczyna poznaje fascynującego mężczyznę, i rozbija skrzynkę pocztową. Tadeusz, ojciec Hanki, wraca z wojny dwa razy, hoduje nutrie, dużo milczy i często chodzi nad miejsce, w którym kiedyś był staw.

Siostra Tadeusza, Irka, spina tę opowieść, chociaż jest w niej prawie nieobecna.

Czy można się nie zgodzić z tytułem tego artykułu? Bo jeśli można, to ja się nie zgadzam.


Życie to krótki czas pomiędzy jedną a drugą szarością, który każdy próbuje nasycić znaczeniem, bo im bliżej drugiej szarości, tym trudniej się pogodzić z tego znaczenia dudniącym brakiem, mówi jeden z bohaterów Saturnina, a czytająca te słowa nabiera przekonania, że dobrze się stało, iż zostały napisane i oddane czytelnikom właśnie w tym momencie w historii świata. Jesteśmy otoczeni szarością, zamknięci w domach, zapatrzeni w ściany, w wersję naszego życia, której sobie nie wybraliśmy. Można próbować dociekać, kim byśmy byli, gdyby stała/nie stała się jedna rzecz prowadząca do wybuchu pandemii – bohaterowie Małeckiego również opierają swoje istnienie na zmianie tylko jednego szczegółu w historii. Wkraczamy tutaj wprost do serca teorii wieloświata, zadając sobie pytanie: kim byli byśmy, gdyby nasi rodzice nigdy się nie spotkali, lub nasi dziadkowie wyemigrowali; nasi wujowie i ciotki zginęli/nie zginęli na wojnie, nasze rodziny rozpadły się, zostały razem, nigdy nie porzuciły domu swoich przodków, odeszły na kraj świata… Kim moglibyśmy być, gdybyśmy nie byli tym, kim jesteśmy – rezultatami (ofiarami, zwycięzcami) okoliczności, na które nie mamy żadnego wpływu?

Być może wszystko, co wiemy o sobie, jest w istocie tajemnicą i niebytem – dwoma kilometrami różnicy pomiędzy trasą, jaką wiozący Saturnina autobus pokonuje z A do B (kilometrów siedem) oraz z B do A (kilometrów dziewięć). Jesteśmy ukryci sami przed sobą, i trzeba wstrząsu – ujawnienia rodzinnego sekretu, załamania się rzeczywistości globalnej wioski – żebyśmy zobaczyli prawdę o przypadkowości naszego życia.

Ja osobiście cieszę się, że jestem taką-sobie-sobą w tym fragmencie rzeczywistości, w którym mogłam przeczytać Saturnina. Czego i Wam serdecznie życzę, P.T. Czytelnicy.

Jakub Małecki, Saturnin
Wydawnictwo SQN
premiera: 16 września 2020

To nie był wpis sponsorowany. Przy pisaniu towarzyszyła mi płyta Clannad In a Lifetime, chimeryczny kot, oraz deszcz bijący w okna dachowe.

No comments:

Post a Comment