Drodzy Państwo – Ałtorka Kisiel „wzięła i znów to zrobiła”.
Trzecia część przygód Bożydara Antoniego Jekiełłka zaczyna
się do focha: u progu wakacyjnej mañany Licho stanowczo stwierdza, że życzy
sobie zauczestniczyć w przygodzie. I całkiem słusznie – pamiętajmy, że Bożek ma
już „na koncie” wyprawy w zaświaty oraz do przednadpiekla (i okolic), w których
Licho nie mogło mu towarzyszyć – czas więc byłby najwyższy zabrać anioła na
przygodę! Ale skąd wziąć takową, kiedy w perspektywie ma się wyłącznie wakacyjną
błogość o smaku truskawek i czereśni?... Na szczęście dorośli podejmują dramatyczną
decyzję o rozpoczęciu Wielkiego Remontu (współczuję gorąco), i wysyłają duet
chłopięco-anielski pod skrzydła cioci Ody, oraz niezawodnego czorta stróża z
tyłoprzodozgryzem. I wszystko mogłoby być absolutnie wspaniałe – Licho i Bazyl!
Licho! I!! Bazyl!!! – ale dość szybko okazuje się, że na drodze do sielanki,
sielskości, i nieuchronnego przejedzenia racuchami staje nagle Wielki Wróg, z
pozoru niewyględny, a jednak: wybitnie trudny do pokonania…
Jest bowiem trzecie „Małe Licho” opowieścią z morałem i
przesłaniem, acz bez ciężkostrawnego dydaktycznego smrodku; kto zechce
zatrzymać się na warstwie czysto rozrywkowej, na pewno się nie zawiedzie, i
przeżyje szereg wzruszeń i uniesień, chociażby przy scenie pierwszego spotkania
Licha z Bazylem: nikogo nie powinien dziwić fakt, że nasz ulubiony anioł
podszedł do tematu bardzo poważnie, i odpowiednio się do tematu przygotował
(pisząca te słowa uważa, że nie sposób nie polubić istoty, która przybywa w
nasze progi z tak hojnymi darami), a reakcja Bazyla jest adekwatna do sytuacji.
Na co więc może liczyć osoba czytająca trzecią część
opowieści o Bożku i Lichu, z przemile widzianym udziałem Bazyla, Ody et consortes? Och, z całą pewnością na dynamiczne
zwroty akcji, na wyzwania, z którymi dziesięcioipółletni chłopcy nie muszą
sobie poradzić (ale chyba jednak chcą);
na kontrowersyjne acz odważne opinie o powieściach przygodowych, na quizy na
tematy mitologiczne, na Ossę w trybie matki-kwoki, oraz na cytat z pewnej
popularnej franczyzy, który nabiera CZTERECH dodatkowych wymiarów w
interpretacji Bazyla. (Umarłam, i nadal nie żyję.)
A tak się maluje światło, kiedy jest się Pauliną Wyrt, ilustratorką ekstraordynaryjną. |
I to, w zasadzie, już by sprzedawało tę książkę starym i nowym czytelnikom, i czyniło z niej wybitnie przyjemną lekturę (po)wakacyjną: ale dochodzi tu do głosu jeszcze jeden aspekt, całkiem niechcący wpasowujący się w dyskurs społeczno-polityczny zapoczątkowany w tym kraju 7 sierpnia 2020.
Oto dwa cytaty, zupełnie bez kontekstu. Po pierwsze:
Ludzie, mój drogi
Bożku, mają tę cudowną właściwość, że zawsze widzą wyłącznie to, co chcą. Zdziwiłbyś
się, jak wiele potrafi im umknąć przy zaledwie
odrobinie wysiłku.
I po drugie:
Ani ciebie nikt nie
zmieni nawet najzłośliwszymi słowami, ani ty nie zmienisz nikogo, powtarzając „wcale
że nie” coraz głośniej i głośniej. Trzeba czegoś więcej, dużo więcej. Trzeba żywego
przykładu, czynów. Możesz mi wierzyć, Bożku, ludzie nie zmieniają się tylko
dlatego, że ktoś na nich nakrzyczał.
Okładka wpasowała się w krajobraz jak fabuła w bieżący dyskurs społeczny, i to jest piękne. |
Nie jest tu istotne, o czym lub o kim mówimy: istotna jest absolutna uniwersalność obu tych stwierdzeń. W prostej i zwięzłej formie Bożek dowiaduje się czegoś, co powinno być jasne i zrozumiałe zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych: wielokrotnie stajemy w życiu przed koniecznością skonfrontowania naszych poglądów z kimś, kto myśli, mówi, i czuje inaczej, niż my. Prawdziwą dojrzałość osiąga się w momencie wyjścia poza własne JA, i spojrzenia na coś (lub kogoś), co postrzegamy jako obce i wrogie – z zewnętrznej perspektywy, w sposób, który umożliwia nam poznanie wszystkich punktów widzenia. Nie jest to łatwe – wszyscy chcielibyśmy, żeby słowo „kompromis” oznaczało czyjeś przychylenie się do naszej opinii, niekoniecznie vice versa – ale czytelnik, wraz z Bożkiem, przekonuje się, że opuszczenie naszej strefy komfortu może mieć zaskakująco pozytywne skutki.
Nie musimy przecież od razu lubić wszystkich. Wystarczy, że ich szanujemy – nawet, a może ZWŁASZCZA, jeśli mają inne poglądy niż
my.
I za tę myśl bardzo Ałtorce dziękuję. A P.T. Czytelnikom
polecam zaznaczenie 2 września w kalendarzu najbardziej brokatowym kolorem,
jaki macie pod ręką – w tym roku wakacje zostają oficjalnie przedłużone. Przynajmniej
dopóki nie skończycie czytać „Małego Licha i lata z diabłem”… no, powiedzmy, trzeci
raz.
Przemiłej lektury, alleluja!
Marta Kisiel: „Małe Licho i lato z diabłem”
Wydawnictwo Wilga
premiera: 2 września 2020
Dziękuję Wydawnictwu
za egzemplarz recenzencki – nie mógł dotrzeć do mnie w lepszym momencie.
No comments:
Post a Comment