Należę do ludzi, dla których nie będzie powrotu do normalności. Moje korpo przeszło w permanentny tryb pracy zdalnej, i oto jestem tu, gdzie jestem: przy blacie (bo nawet nie przy biurku) w moim mieszkaniu na strychu, schładzając się klimą założoną przezornie już w ubiegłym roku, mając przed oczyma kojący chaos pocztówek w stylu art deco, a obok siebie: stos książek...
...do których nie mam czasu zajrzeć, albowiem praca zdalna oznacza dla mnie zamianę półtoragodzinnych dojazdów (tam i z powrotem) pociągiem – na dłuższe ślęczenie przed monitorem. I nie, nie należę do osób, które mogą sobie „w międzyczasie” poczytać, pomiąchać zwierza domowego, zrobić porządki i tym podobne. Ciągle coś się dzieje – co ma swoje dobre i złe strony.
Czasami jednak zdarza mi się coś przeczytać, i ucieszyć tąż lekturą: w efekcie czego powstało niniejsze zestawienie, moje „Top 13 (bo więcej nie udało mi się wybrać) książek na (pierwsze) 5 miesięcy pracy z domu”.
Uwaga pierwsza: część pozycji zobaczycie na zdjęciu poniżej – to te, które zalegały na półce „do przeczytania”, lub zostały nabyte podczas kwarantanny – części nie: to ebooki (z okazji niekupowania biletu miesięcznego zainwestowałam w Kindle’a, żegnając się z Pocketbookiem noszącym dumnie dziurę w ekranie), książki biblioteczne oraz „pożyczki” od znajomych.
Uwaga druga: z zestawienia wyłączone są książki, o których już kiedyś pisałam, przy okazji recenzji tudzież wylewania własnych frustracji.
Uwaga trzecia: spora część książek widocznych na zdjęciu nie trafiła do zestawienia. O czym to świadczy? Pozwolę P.T. Czytelnikom wyciągnąć własne wnioski...
I wreszcie, uwaga czwarta: nie spodziewajcie się, proszę, streszczeń fabuły. O większości z tych książek już słyszeliście. Ten wpis to wyjaśnienie, czemu właśnie te pozycje dały mi w ostatnim czasie do myślenia.
13. Suzanne Collins, The Hunger Games Trilogy
...i już na wstępie, oszukuję: oto trzy książki potraktowane zbiorczo, ponieważ „wchłonęły się” jednym ciągiem. Filmy znałam – któryś chyba nawet widziałam w kinie – do pierwowzorów literackich natomiast podeszłam po raz pierwszy, i wydały mi się o wiele bardziej brutalne, niż ekranizacje: w których przecież nie stroniono od pokazywania przemocy oraz tortur fizycznych i psychicznych. Przy tym – miałam mocne skojarzenia z fanfikowym stylem narracji, skupionym na narratorce i ledwie „prześlizgującym się” po perypetiach pozostałych bohaterów. Teraz przede mną lektura prequelu: zobaczymy, w którą stronę powędruje jakość. (Za to fanfiki są świetne. Polecam się z rekomendacjami.)
12. Trixie & Katya’s Guide to Modern Womanhood
Poradnik dla młodych panien autorstwa dwóch wybitnie popularnych drag queen, z których żadna nie traktuje siebie poważnie – brzmi dobrze, wygląda fenomenalnie (zdjęcia!!), a czyta się jeszcze lepiej. Premierę zapowiadano na luty, potem przesunięto ją na lipiec, ale zdecydowanie warto było poczekać tych kilka dodatkowych miesięcy: chociażby po to, żeby się zdrowo pośmiać, i powzdychać na temat własnej nieudolności w wykonywaniu makijażu...
Najpiękniejsze wizualne przedstawienie (dowolnego) związku międzyludzkiego, jakie ostatnio widziałam.
11. Karina Bonowicz, Księżyc jest pierwszym umarłym
Czytadło z kategorii YA; historia osadzona w miasteczku przypominającym trochę Greendale, a trochę Hemlock Grove. Grupa nastolatków - wiedźma, wilkołak, strzygoń, nocnica; wiecie, typowa klika licealna - poszukuje tajemniczego naczynia, dzięki któremu będzie można albo zakląć i obezwładnić diabła, albo… wprost przeciwnie. Dość schematyczne, acz przyjemne czytadełko, z mocnym klifozwisem (właśnie wymyśliłam to określenie, może być?) na koniec - kolejny tom jest już dostępny, pewnie i za nim się rozejrzę w ramach wakacyjnego odmóżdżania.
10. Aoko Matsuda, Układ(a)ne
Prawdopodobnie najbardziej mi odpowiadająca książka z wydawnictwa Tajfuny (tak, czytałam Ulubione równanie profesora, i nie, nie wbiło mnie w podłogę): zbiór opowiadań o kobietach niebanalnych, nie wpisujących się w schematy społeczne, i nie dających sobie dmuchać w przysłowiową kaszę. A wszystko to świetnie przetłumaczone, do tego stopnia, że pożądam oryginału jak kania dżdżu.
9. Paweł P. Reszka, Płuczki
Ja wiem, że ludzie to okrutne stworzenia (generalizuję, wiem, ale - popatrzcie tylko na ten gatunek…): ale czasami dostaję w twarz kolejnym dowodem na ich dziką bezwzględność oraz perfekcyjnie dopracowaną umiejętność relatywizowania każdego wyboru moralnego (przecież to nie był cmentarz, tylko śmietnisko - parafrazując - z ludzkimi kośćmi, to czemu mieliśmy tam nie kopać?), i mdli mnie przepotwornie. Mimo wszystko, polecam.
8. Esther Newton, Margaret Mead Made Me Gay
Przykład książki wyleżanej - wyciągnęłam ją z drzewa bibliotecznego na pewnym mokotowskim skwerze jakieś dwa, może nawet trzy lata temu, czyli w czasach, kiedy moje zainteresowanie tematem dragu i campu ograniczało się (ha!) do Takarazuki i Dziewczyny żołnierza (który to film zawsze i każdemu polecam). Eseje Esther Newton, osoby queer o mocno męskim wyglądzie, dotyczą dokładnie tej tematyki, i stały się dla mnie źródłem wielu cennych informacji na temat praktyki i teorii budowania własnej tożsamości płciowej i społecznej. Polecam zatem lekturę Esther Newton jako wstęp do, powiedzmy, Judith Butler.
7. David Rieff, Swimming in the Sea of Death
Krótko i węzłowato: to jest opowieść syna, który obserwuje umieranie swojej matki - Susan Sontag - kobiety, której ciało bezwzględnie odmawia posłuszeństwa, a duch wciąż rwie się do życia. To zapis żałoby przeżywanej zawczasu, przez zaciśnięte zęby, kiedy powtarza się frazesy o rychłym wyzdrowieniu, i o wszystkim, które na pewno będzie dobre. Trudne do przeczytania, ale bardzo potrzebne.
6. Anna Kamińska, Białowieża szeptem
Opowieść o mieście, którą czytałam podczas wyjazdu do tego miasta. Dzięki temu mogłam na bieżąco weryfikować pewne fakty, prowadzić współtowarzyszy podróży do miejsc, których inaczej byśmy nie odwiedzili, i umiejscawiać fragmenty dwuwymiarowej opowieści w trójwymiarowej przestrzeni. Będę powtarzać to doświadczenie z innymi książkami, w innych miejscach. Oby tylko można było swobodnie podróżować...
5. Naomi Alderman, The Liars’ Gospel
Historia proroka z Nazaretu opowiedziana z perspektywy Miriam, żony Józefa, Jehudy z Kariotu, Kajfasza oraz Bar Rabana. Nie spotkałam jeszcze książki Naomi Alderman, której bym nie polubiła - Ewangelia kłamców trzyma poziom Siły oraz Disobedience. Polecam, zarówno fanom tej pisarki, jak i tym, którzy jeszcze nie mieli z nią przyjemności.
4. Ursula K. LeGuin, Lewa ręka ciemności
Czy ja w ogóle muszę to tłumaczyć? To absolutna klasyka SF, a jednocześnie - nadal niesamowicie nowatorskie ujęcie tematu płci (biologicznej i społecznej) i tożsamości jednostki. Wstyd mi, że tak późno się za nią zabrałam - ale być może musiałam doczekać właśnie do tego momentu w historii - mojej prywatnej, oraz publicznej.
3. Karel Capek, Fabryka absolutu
Dwudziestolecie międzywojenne. W piwnicy pewnej fabryki w Czechach pracuje silnik idealny, produkujący ogromne ilości energii z minimalnych ilości surowców. Problem w tym, że oprócz energii silnik ów wytwarza również… absolut. Ideę boskości, zarażającą sobą każdego, kto znajdzie się w bliskim sąsiedztwie maszyny. Pewien przedsiębiorca wyczuwa szansę na wzbogacenie się, i rozpoczyna masową produkcję silników wszelkiego typu i rozmiaru, co prowadzi do rozsiewania absolutu na coraz większym obszarze. I jeśli wydaje Wam się, że wielkoduszność, miłość bliźniego i bezinteresowność powinny prowadzić do powszechnego dobra, to… powinniście przeczytać tę książkę, wyprzedzającą swój czas o dobrych kilkadziesiąt lat.
2. Dominika Słowik, Zimowla
To jest, proszę szanpaństwa, wysoce niesprawiedliwe, że osoby tak młode jak Dominika Słowik potrafią popełnić tak piękną literaturę, magicznie realną i realnie magiczną. Niniejszym polecam Wam serdecznie moją ulubioną spośród ostatnio nagrodzonych (czymkolwiek) polskich książek. A o fabule nie będzie mowy, żeby nie zepsuć Wam przyjemności z odkrywania jej.
1. Rebecca Makkai, The Great Believers
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się spłakałam nad książką - a było to jeszcze zanim policja w tym kraju zaczęła wyciągać z tłumu spokojnie protestujące osoby nieheteronormatywne, i powielać historię chicagowskiej społeczności queer sprzed ponad trzydziestu lat. Wychodzi na to, że w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło: lubujemy się w wyszukiwaniu sobie wrogów, w spychaniu tych, którzy są inni, na margines, i bagatelizowaniu ich znaczenia. Boimy się tego, czego nie znamy - ale zamiast próbować poszerzać własne horyzonty, budujemy granice, i szufladkujemy ludzi.
Na szczęście książki nie dają się zamknąć ani uciszyć - dopóki nikt ich nie pali. Czytajmy zatem, póki możemy. I pamiętajmy, że to różnorodność jest kluczem do przetrwania.
Be brave, be bold, be beautiful - be YOU.
No comments:
Post a Comment