Na początek, odrobina prywaty: tak się złożyło, że mam
aktualnie nieco napiętą sytuację rodzinną, i powroty do domu nie napawają mnie
szczególną radością. Tym cudowniej czytało mi się Małe Licho i anioła z kamienia - przeuroczą, ciepłą opowieść o domu
(a nawet: domach) wypełnionych miłością, śmiechem, i ciepłem, które nie bierze
się tylko z dobrze działających kaloryferów.
Wszystko zaczyna się od przygotowań do Świąt: i jeśli wydaje
Wam się, że – biorąc pod uwagę datę premiery książki – jest jeszcze za
wcześnie, żeby naprawdę wczuć się w ten klimat, to muszę Wam od razu
powiedzieć: mylicie się. Przygotujcie
się zatem na ślinotok i świerzbienie w koniuszkach palców na samą myśl o
dekorowaniu pierniczków przygotowanych przez Krakersa (i zjadaniu znacznej ich
części w ramach absolutnie koniecznej kontroli
jakości). Przygotujcie się również na mądre słowa związane z zasadnością
obchodzenia świąt przez osoby i istoty spoza chrześcijańskiego kręgu
socjo-kulturowego: jeśli kiedykolwiek dziecko wychowywane w myśl takich „nieprawilnych”
zasad zapyta Was, czy ma prawo do choinki, prezentów i reszty świątecznego Spielu, serdecznie polecam Wam „pojechanie
Konradem Romańczukiem”, i wyjaśnienie osobie małoletniej, z czegóż to czerpali ojcowie
Kościoła na etapie ustanawiania kanonu świątecznych tradycji i wierzeń.
Możecie również, za przykładem Konrada, uświadomić małolatowi,
że istota zwana aniołem stróżem wywodzi się z mitu demona domowego… i cieszyć
się, że nie macie pod ręką widzialnego i
namacalnego anioła stróża, który mógłby zareagować na tego typu rewelacje
tak, jak to czynią Licho i Tsadkiel w Aniele
z kamienia. I ta właśnie reakcja na potencjalne
pokrewieństwo istot z natury rzeczy sobie przeciwstawnych stanowi sedno całej
historii.
Anioły, jak każdy widzi, występują w najróżniejszych formach. I substancjach. |
-W życiu są pewne
zasady, których trzeba przestrzegać bez względu na wszystko.
-Oczywiście, masz rację. W moim świecie te zasady brzmią następująco: broń słabszych, myć ręce przed jedzeniem i nie leczyć infekcji wirusowych antybiotykami. Cała reszta to rzecz względna.
(…)
-Jest dobro i jest zło. Nie można być trochę dobrym ani trochę złym.
-Można. Wystarczy być człowiekiem.
-Oczywiście, masz rację. W moim świecie te zasady brzmią następująco: broń słabszych, myć ręce przed jedzeniem i nie leczyć infekcji wirusowych antybiotykami. Cała reszta to rzecz względna.
(…)
-Jest dobro i jest zło. Nie można być trochę dobrym ani trochę złym.
-Można. Wystarczy być człowiekiem.
Proste? Niby tak… ale trzeba mieć w sobie pewną
elastyczność, i umiejętność wyjścia poza skamieniałą (ha!) bryłę własnych
przekonań, żeby posłuchać i usłyszeć,
co inni mają nam to powiedzenia.
Małe Licho i anioł z
kamienia jest więc pogodną i radosną opowiastką o małym chłopcu, nadaktywnym
potworze oraz nieoczywistym aniele, spędzających ferie w sercu zaśnieżonego
lasu, przy racuszkach z cukrem pudrem i akompaniamencie cymbałków: a
jednocześnie znakomicie sprawdza się jako historia dla starszych czytelników,
którzy szukają w swoich lekturach przytulności, rodzinnego ciepła, szansy na
oderwanie się od brzydkiej rzeczywistości, i… ortograficznej ekwilibrystyki na
najwyższym poziomie.
No i teraz to już możecie się na mnie obrażać, bo
zaspoilerowałam Wam mnóstwo rzeczy, w sposób wykrętnie oględny i przegadany.
Ale pomijając moją okrutną okropność… cieszmy się! Marta Kisiel upakowała na
dwustu stronach – przeplatanych genialnymi
ilustracjami Pauliny Wyrt (gdzie moja kolorowanka Kisiel-verse, zapytuję grzecznie?!) – mnóstwo dobra, ciętych
ripost, mądrego humoru, oraz właściwie wszystkich
swoich bohaterów, zestawiając ich przy tym w zgoła niespodziewane konfiguracje.
Poza tym, jak to zwykle bywa w książkach Ałtorki – kiedy jest ciepło, miło i
przyjemnie, to jest bardzo ciepło, miło, przyjemnie i rodzinnie: ale kiedy trzeba
się bać, to zdecydowanie jest czego,
szczególnie jeśli szuka się pewnego zagubionego anioła, mając do pomocy dwa
stworzenia z otchłani oraz zielonego tatusia.
Oczywiście można się domyślać, że wszystko skończy się
dobrze (Ałtorka pisze już kolejny tom przygód Małego Licha, za co czytelnicy są
Jej dozgonnie wdzięczni): po drodze jednak nie obejdzie się bez momentów grozy,
malowania macek fioletem, zapadania się w zaspy, tudzież demonicznych wizyt w
kuchni – w całkiem przypadkowej kolejności zresztą. Są tu również cytaty z
poezji romantycznej (co więcej, pełnią istotną rolę w walce z
istotami nadprzyrodzonymi!), i do bólu prawdziwe parafrazy dzieł kultury
telewizyjnej (Domowe przedszkole
wszystkie dzieci kocha, choć czasem by chciało udusić je trochę…); są
liczne momenty, w których unosi się wzrok znad książki – żeby westchnąć z lubością,
otrzeć łzę, lub pójść do kuchni po
kawałek ciasta, gdyż Ałtorka nie zna litości dla czytelników walczących z
wczesnojesiennym tłuszczykiem - są wreszcie mądre, a nie zamęczone patosem,
mądrości życiowe, nad którymi warto się pochylić:
Tak w temacie kolorowanki. Kto nie chciałby poszaleć z kredkami przy ilustracjach Pauliny Wyrt?! (Ja bym nie chciała. Bo już się na nich wyżyłam z brokatowymi flamastrami.) |
Ja byłem dla ciebie
naprawdę niedobry. Chciałem, żebyś się zmienił, żebyś nie był sobą (…). A
przecież ja sam też ciągle próbuję być sobą po swojemu, a nie tak, jak
wymyślili sobie inni, chociaż… Chociaż to wcale nie jest takie łatwe.
Krótko i węzłowato: jeśli przepadacie za Dożywociem, jest to książka dla Was. Jeśli
wolicie Oczy uroczne – jest to
książka dla Was. Jeśli jesteście istotą małoletnią, która do tej pory czytała
tylko Małe Licho i tajemnicę Niebożątka:
jest to zdecydowanie książka dla Was. A jeśli nie znacie jeszcze twórczości
Marty Kisiel, ale jest Wam z jakiegoś powodu źle, smutno i bezsensownie na
świecie: TYM BARDZIEJ jest to książka dla Was.
Fszpanjałej lektury, alleluja!
PS.:
-Czym się zasypuje
emocjonalną otchłań bez dna?
-Ja tam spróbowałbym gruzem.
-Bez. Dna.
-Mnóstwem, mnóstwem gruzu.
-Ja tam spróbowałbym gruzem.
-Bez. Dna.
-Mnóstwem, mnóstwem gruzu.
Marta Kisiel, Małe Licho i anioł z kamienia
Wydawnictwo Wilga
Premiera: 30 października 2019
Wydawnictwo Wilga
Premiera: 30 października 2019
Serdeczne dzięki dla
Wydawnictwa za uraczenie mnie prebookiem!
This comment has been removed by a blog administrator.
ReplyDelete