Sunday, 25 September 2016

Kartoflany talent i leszcze po gdańsku, czyli "Kolacja na cztery ręce" w Kamienicy.

-Czy z tego fortepianu się dymi? - pyta konspiracyjnym tonem moja towarzyszka. Owszem, spod klapy instrumentu unosi się gęsty, białawy opar - i nie jest to wyłącznie metafora ogromnego zaangażowania Jana Sebastiana Bacha (Olaf Lubaszenko) w wykonywany utwór, ale także... para niosąca zapach ukrytej w pudle rezonansowym zupy.

Metafora jest mocna i czytelna: dla kogoś, kto para się muzyką, fortepian stanowi źródło utrzymania, bez względu na "mitologię", jaką artysta dorabia do tego faktu. W istocie, na pierwszy rzut oka trudno o dwie bardziej odmienne osobowości niż Bach i Haendel (Emilian Kamiński), spotykający się na - wymyślonej przez Paula Barza na potrzeby sztuki - kolacji w lipskim Hotelu Turyńskim. Bach, geniusz swoich czasów, skromny kantor w dwukrotnie nicowanym surducie, wielokrotnie już zabiegał o możliwość spotkania z Haendlem - barwnym, wyfiokowanym światowcem, "Czarującym Potworem", którego każda londyńska premiera spotyka się z gorącym (co nie zawsze znaczy: entuzjastycznym...) przyjęciem. Między ostrygami a zupą z tymiankiem każdy z panów próbuje - mniej lub bardziej świadomie - pokazać swoją wyższość (moralną, finansową, artystyczną) nad interlokutorem: a ocena, czy któryś z nich wychodzi z tej konfrontacji zwycięsko, należy do publiczności.

Historia opowiedziana przez Barza i zinterpretowana przez trzech aktorów (tutaj głęboki ukłon w kierunku Macieja Miecznikowskiego w roli Schmidta, kontrapunktującego ogromne osobowości obu kompozytorów, którego nie wyobrażałam sobie wcześniej w roli komediowej - jak się okazuje, niesłusznie) mogłaby z łatwością przeistoczyć się w zalatujący dydaktycznym smrodkiem moralitet o tym, jak to "źli emigranci" wybierają pogoń za pieniądzem, a "praworządni obywatele" pozostają w ojczyźnie, pracując "dla zaszczytu", za symboliczne wynagrodzenie. Tak się, na szczęście, nie dzieje - mimo licznych nawiązań do współczesnej polityki polskiej i światowej, podanych w formie zgrabnych, ironicznych bon motów, sztuka nie narzuca widzom żadnej nachalnej ideologii. Panowie Haendel i Bach - czy też, jak się nawzajem tytułują, Handel i Pach - przedstawiają sobą dwie graniczne postawy z bardzo szerokiego spektrum, a mimo tego pokazują raczej uniwersalizm ludzkich lęków i pragnień, niż jednoznaczną definicję sukcesu i receptę na jego osiągnięcie. Tajemnica tak udanej inscenizacji "Kolacji..." leży, być może, w doskonale dobranej "grupie sprawczej": dla reżysera, Krzysztofa Jasińskiego, jest to już drugie spotkanie z tekstem Barza; grający Bacha Olaf Lubaszenko także ma za sobą przygodę z reżyserowaniem "Kolacji..." w poznańskim Teatrze Nowym, zaś odtwarzający rolę Haendla Emilian Kamiński z pewnością lepiej niż ktokolwiek inny rozumie bolączki swojego bohatera - dyrektora autorskiego teatru w Londynie. Aktorzy wciągają publiczność w swoisty dialog, prowokując do głębokich rozważań na temat ludzkiej kondycji - i warunków, w jakich się ona rozwija.

"W muzyce pana Haendla jest wiele dźwięków do niego niepodobnych" - mówi Bach, i jest to być może najlepsze podsumowanie wątku przewodniego: życie artysty, a może po prostu: życie w ogóle, to gra - ciągłe pozowanie, kreowanie siebie na nowo i robienie dobrej miny do złej gry. Pytanie, z którym twórcy pozostawiają widza po opadnięciu kurtyny, brzmi: czy na pewno warto zasiadać do tej rozgrywki?...

Jeżeli wynieśliście z powyższego tekstu wrażenie, jakoby "Kolacja na cztery ręce" była sztuką ciężką i monumentalnie poważną, spieszę Was zapewnić, że wcale tak nie jest: poważny temat podany jest w sposób uroczo komediowy (Maciejowi Miecznikowskiego dziękuję niniejszym za podzielenie się z publicznością jego "świeżo skomponowanym" utworem muzycznym...), sama kolacja podana i zaprezentowana została przepięknie (kiedy zaprezentowano przystawki, na widowni dało się tęskne westchnienie), a charakter inscenizacji podtrzymywano także w czasie przerwy: dyskretnie sącząca się z głośników w foyer muzyka barokowa znakomicie "trzymała klimat". Spędziłam przemiły wieczór, i z czystym sumieniem polecam P.T. Czytelnikom wybranie się na "Kolację..." w ramach zwalczania jesiennego spleenu.



Zaproszenie na spektakl "Kolacja na cztery ręce" otrzymałam dzięki uprzejmości Teatru Kamienica, którego włodarzom serdecznie dziękuję.

No comments:

Post a Comment