Stało się, Drodzy Moi. Pani Małgorzata Musierowicz ogłosiła - ustami jednej ze swoich bohaterek, żeby było bardziej abstrakcyjnie) koniec Jeżycjady. Nie oznacza to, że Autorka przestanie pisać: seria nazywać się odtąd będzie Bukoliadą, gdyż wszyscy bohaterowie wynieśli się z "brudnego, zakorkowanego i w ogóle okropnego" (parafrazuję) Poznania, i zamieszkali na wsi.
I... to jest chyba ten moment, w którym kończy się mój syndrom sztokholmski, i przestaję czytać o przygodach rodziny Borejków - bo teraz w zasadzie już tylko oni się ostali spośród "klasycznych" bohaterów. Zastanawiam się tylko, co właściwie trzymało mnie przy tej serii? I co składa się na ową "magię", która przyciągnęła mnie, jako młode dziewczę, do twórczości pani MM?
W ramach poszukiwania odpowiedzi na to pytanie, wyznaczyłam sobie na początku tego roku projekt czytelniczy HCE: Hipotetyczne Cząstki Elementarne (to z Szóstej klepki, gdybyście się zastanawiali), i przeczytałam jeszcze raz wszystkie części Jeżycjady, skupiając się nie tyle na samej fabule poszczególnych tomów cyklu, co na analizie tropów i motywów literackich.
Oto, co mi wyszło.
Jak dotąd, w serii zwanej Jeżycjadą ukazały się 23 książki (łącznie z prequelem w postaci Małomównego i rodziny). Podzieliłam je roboczo na trzy etapy:
PRL - 7 książek, 1414 stron;
Kapitalizm - 8 książek, 1580 stron;
XXI wiek - 8 książek, 2027 stron.
W tym miejscu miałabym ewentualnie co nieco do powiedzenia o stosunku ilości do jakości, ale założyłam sobie, że wyciąganie wniosków pozostawię P.T. Czytelnikom niniejszej notki.
Następnie postanowiłam sprawdzić, o czym najczęściej pisała pani MM, każdorazowo skupiając się na "głównej" rodzinie, której przygody stanowiły trzon opowieści. Przypuszczałam, że wysokie miejsce w statystykach zajmą chociażby zimne prysznice, tak ulubione przez Gabrielę (oraz babcię Ptaszkowską) - ale gdzież tam... Najczęściej, bo aż 21 razy, pojawił się motyw rodziny mającej troje lub więcej dzieci; po piętach deptała mu rodzina wielopokoleniowa (20), czyli co najmniej trzy pokolenia mieszkające pod jednym dachem.
Podobnie prezentuje się liczba książek, w których bohaterowie (lub narrator) stwierdzają, że dawniej było lepiej, a teraz jest okropnie (20), ktoś mówi po łacinie (19), lub co najmniej jeden bohater doznaje urazu lub okaleczenia (18) - nie mówię tutaj o chorobach różnego typu, ale o ranach otwartych, złamaniach kończyn, perforacjach wrzodów i tym podobnych przyjemnościach.
Oddalmy się jednak od typowo fizycznych motywów. Odnotowałam 18 wystąpień w szerokiej kategorii WTF społeczny. Zawiera się tutaj zarówno palące pragnienie maturzystki, aby co prędzej wyjść za mąż i nie być porażką, jak i "wakacje od wegetarianizmu" w wykonaniu Idy; zaręczyny osiemnastolatków, którzy rozmawiają ze sobą po raz pierwszy w życiu; anachroniczne zachowania młodych ludzi; anachroniczne zachowania dojrzałych ludzi; absolutna swoboda w gospodarowaniu pieniędzmi, których się nie ma - i tym dalej, i tym podobne.
Jeśli wydawało mi się, że Jeżycjada jest z zasady opowieścią o miłości - to miałam rację, wydawało mi się. W siedemnastu tomach pojawia się motyw niepełnej rodziny; co ciekawe, w przypadku owdowienia jednego z małżonków, tylko raz umiera mężczyzna (zdecydowanie częściej kobieta) - natomiast rozwód jest zawsze winą faceta. 17 razy widzimy, jak dziewczyna lata za facetem, praktycznie się nie szanując. 14 razy dochodzi do rozstania pary głównych bohaterów - co prawda oświadczyny i śluby zdarzają się aż 13 razy, ale statystyka jest nieubłagana. Nawet jeśli uczucie znajduje radosny finał, należy jednak pamiętać, że w 12 przypadkach nie zaczyna się wcale tak różowo - w klasycznym "kto się czubi, ten się lubi".
Po ewentualnym ślubie natomiast stosunkowo rzadko zdarza się, że kobieta pozostaje aktywna zawodowo: w pokoleniu, które poznajemy w "peerelowskim" etapie cyklu, jest to przede wszystkim Ida - "tokeniczny" przykład kobiety pracującej - oraz Gabriela, choć w żadnym przypadku nie jest to praca typu 8-16, w "typowym" zawodzie: trzeba być albo wykładowcą uniwersyteckim, albo lekarzem, ewentualnie - artystą (Aniela), żeby zarabiać na rodzinę. Ewentualnie można pracować w oświacie (Aurelia), ale i tak kończy się na urlopie macierzyńskim...
Co robią bohaterowie (i bohaterki) pani Musierowicz, jeśli nie pracują? Czytają książki, o których niewiele osób słyszało (15 razy), słuchają muzyki - klasycznej, oczywiście (12), narzekają na toksycznych rodziców (13), jedzą mocno kaloryczne potrawy (11), lub wytykają innym... nadwagę (16 razy).
Pomiędzy kaloryczną kolacją i równie kalorycznym śniadankiem, akcja musi się jednak posuwać do przodu. Najczęściej zdarza się to za przyczyną dziecka, które znika z domu (14 razy), lub załamania pogody, prowadzących do sytuacji natury romantycznej. Kiedy zaś wskazówka poziomu romantyzmu osiąga maksymalne wychylenie w prawo, musi się pojawić się księżyc, najlepiej na niebie w gorącą, letnią noc (11 razy).
To są główne motywy występujące statystycznie we wszystkich tomach Jeżycjady: w ostatnich ośmiu książkach, tych po Kalamburce, pojawiają się również: przeprowadzka na wieś (6 razy) oraz listo-, mejlo- lub logorea (5 razy). Jeżeli to nie jest symptom, to już nie wiem, co nim jest...
I wiecie, co? Chyba niezbyt dobrze mi na duchu po przeprowadzeniu powyższej analizy. Nie trzeba było czytać aż tak dokładnie. Może gdybym tego nie zrobiła, nie odnalazłabym zdania skopiowanego żywcem z Pulpecji do Żaby ("Natychmiast dostał w gębę, aż zadzwoniło."), ani nie zorientowałabym się, że począwszy od Czarnej polewki właściwie w żadnym z tomów nie występują bohaterowie, których mogłabym tak po prostu, bez zastanowienia - polubić.
A morał z tego jest następujący: niektóre rzeczy trzeba przyjmować takimi, jakie są: i pozostawiać je tam, gdzie się je znalazło - w tym przypadku, we własnej młodości (żeby nie powiedzieć: dzieciństwie). Tam oto pozostawiam zatem Jeżycjadę, i pewnie będę do niej jeszcze (wyrywkowo) wracać: ale za Bukoliadę podziękuję, niepewna, w którą stronę mógłby się rozwinąć ten nowy cykl...
Oby Wasze ulubione książki z dzieciństwa nie traciły na uroku tudzież aktualności!
I... to jest chyba ten moment, w którym kończy się mój syndrom sztokholmski, i przestaję czytać o przygodach rodziny Borejków - bo teraz w zasadzie już tylko oni się ostali spośród "klasycznych" bohaterów. Zastanawiam się tylko, co właściwie trzymało mnie przy tej serii? I co składa się na ową "magię", która przyciągnęła mnie, jako młode dziewczę, do twórczości pani MM?
W ramach poszukiwania odpowiedzi na to pytanie, wyznaczyłam sobie na początku tego roku projekt czytelniczy HCE: Hipotetyczne Cząstki Elementarne (to z Szóstej klepki, gdybyście się zastanawiali), i przeczytałam jeszcze raz wszystkie części Jeżycjady, skupiając się nie tyle na samej fabule poszczególnych tomów cyklu, co na analizie tropów i motywów literackich.
Oto, co mi wyszło.
Jak dotąd, w serii zwanej Jeżycjadą ukazały się 23 książki (łącznie z prequelem w postaci Małomównego i rodziny). Podzieliłam je roboczo na trzy etapy:
PRL - 7 książek, 1414 stron;
Kapitalizm - 8 książek, 1580 stron;
XXI wiek - 8 książek, 2027 stron.
W tym miejscu miałabym ewentualnie co nieco do powiedzenia o stosunku ilości do jakości, ale założyłam sobie, że wyciąganie wniosków pozostawię P.T. Czytelnikom niniejszej notki.
Następnie postanowiłam sprawdzić, o czym najczęściej pisała pani MM, każdorazowo skupiając się na "głównej" rodzinie, której przygody stanowiły trzon opowieści. Przypuszczałam, że wysokie miejsce w statystykach zajmą chociażby zimne prysznice, tak ulubione przez Gabrielę (oraz babcię Ptaszkowską) - ale gdzież tam... Najczęściej, bo aż 21 razy, pojawił się motyw rodziny mającej troje lub więcej dzieci; po piętach deptała mu rodzina wielopokoleniowa (20), czyli co najmniej trzy pokolenia mieszkające pod jednym dachem.
Podobnie prezentuje się liczba książek, w których bohaterowie (lub narrator) stwierdzają, że dawniej było lepiej, a teraz jest okropnie (20), ktoś mówi po łacinie (19), lub co najmniej jeden bohater doznaje urazu lub okaleczenia (18) - nie mówię tutaj o chorobach różnego typu, ale o ranach otwartych, złamaniach kończyn, perforacjach wrzodów i tym podobnych przyjemnościach.
Oddalmy się jednak od typowo fizycznych motywów. Odnotowałam 18 wystąpień w szerokiej kategorii WTF społeczny. Zawiera się tutaj zarówno palące pragnienie maturzystki, aby co prędzej wyjść za mąż i nie być porażką, jak i "wakacje od wegetarianizmu" w wykonaniu Idy; zaręczyny osiemnastolatków, którzy rozmawiają ze sobą po raz pierwszy w życiu; anachroniczne zachowania młodych ludzi; anachroniczne zachowania dojrzałych ludzi; absolutna swoboda w gospodarowaniu pieniędzmi, których się nie ma - i tym dalej, i tym podobne.
Jeśli wydawało mi się, że Jeżycjada jest z zasady opowieścią o miłości - to miałam rację, wydawało mi się. W siedemnastu tomach pojawia się motyw niepełnej rodziny; co ciekawe, w przypadku owdowienia jednego z małżonków, tylko raz umiera mężczyzna (zdecydowanie częściej kobieta) - natomiast rozwód jest zawsze winą faceta. 17 razy widzimy, jak dziewczyna lata za facetem, praktycznie się nie szanując. 14 razy dochodzi do rozstania pary głównych bohaterów - co prawda oświadczyny i śluby zdarzają się aż 13 razy, ale statystyka jest nieubłagana. Nawet jeśli uczucie znajduje radosny finał, należy jednak pamiętać, że w 12 przypadkach nie zaczyna się wcale tak różowo - w klasycznym "kto się czubi, ten się lubi".
Po ewentualnym ślubie natomiast stosunkowo rzadko zdarza się, że kobieta pozostaje aktywna zawodowo: w pokoleniu, które poznajemy w "peerelowskim" etapie cyklu, jest to przede wszystkim Ida - "tokeniczny" przykład kobiety pracującej - oraz Gabriela, choć w żadnym przypadku nie jest to praca typu 8-16, w "typowym" zawodzie: trzeba być albo wykładowcą uniwersyteckim, albo lekarzem, ewentualnie - artystą (Aniela), żeby zarabiać na rodzinę. Ewentualnie można pracować w oświacie (Aurelia), ale i tak kończy się na urlopie macierzyńskim...
Co robią bohaterowie (i bohaterki) pani Musierowicz, jeśli nie pracują? Czytają książki, o których niewiele osób słyszało (15 razy), słuchają muzyki - klasycznej, oczywiście (12), narzekają na toksycznych rodziców (13), jedzą mocno kaloryczne potrawy (11), lub wytykają innym... nadwagę (16 razy).
Pomiędzy kaloryczną kolacją i równie kalorycznym śniadankiem, akcja musi się jednak posuwać do przodu. Najczęściej zdarza się to za przyczyną dziecka, które znika z domu (14 razy), lub załamania pogody, prowadzących do sytuacji natury romantycznej. Kiedy zaś wskazówka poziomu romantyzmu osiąga maksymalne wychylenie w prawo, musi się pojawić się księżyc, najlepiej na niebie w gorącą, letnią noc (11 razy).
To są główne motywy występujące statystycznie we wszystkich tomach Jeżycjady: w ostatnich ośmiu książkach, tych po Kalamburce, pojawiają się również: przeprowadzka na wieś (6 razy) oraz listo-, mejlo- lub logorea (5 razy). Jeżeli to nie jest symptom, to już nie wiem, co nim jest...
I wiecie, co? Chyba niezbyt dobrze mi na duchu po przeprowadzeniu powyższej analizy. Nie trzeba było czytać aż tak dokładnie. Może gdybym tego nie zrobiła, nie odnalazłabym zdania skopiowanego żywcem z Pulpecji do Żaby ("Natychmiast dostał w gębę, aż zadzwoniło."), ani nie zorientowałabym się, że począwszy od Czarnej polewki właściwie w żadnym z tomów nie występują bohaterowie, których mogłabym tak po prostu, bez zastanowienia - polubić.
A morał z tego jest następujący: niektóre rzeczy trzeba przyjmować takimi, jakie są: i pozostawiać je tam, gdzie się je znalazło - w tym przypadku, we własnej młodości (żeby nie powiedzieć: dzieciństwie). Tam oto pozostawiam zatem Jeżycjadę, i pewnie będę do niej jeszcze (wyrywkowo) wracać: ale za Bukoliadę podziękuję, niepewna, w którą stronę mógłby się rozwinąć ten nowy cykl...
Oby Wasze ulubione książki z dzieciństwa nie traciły na uroku tudzież aktualności!
Wasza,
Wróżka
No comments:
Post a Comment