Sunday 26 February 2017

O byciu korpo-czymśtam, Pisi Gągolinie, przekładach i Burdelu.

Moi drodzy parafianie - być może obiło się Wam o uszy, że poszłam pracować do korporacji: nie będziemy o tym zbyt dużo mówić, dość, że nie wysiaduję już na Twarzoksiążce w ramach wypełniania obowiązków służbowych - ale za to dojeżdżam do biura ładny kawałek z przesiadką, i mam wskutek tego sporo czasu na czytanie. Jakąż mam bowiem alternatywę? Przeglądać njusy w telefonie, i dostawać wrzodów jeszcze PRZED odbiciem karty?

Bez sensu, przyznajcie sami.

Co zatem przeczytałam w ciągu tych dwóch miesięcy wychodzenia ze starej depresji pracy, i popadania w nową? Mistrza i Małgorzatę, w ramach cokilkuletniej powtórki - z dodatkowym bonusem w postaci nowego przekładu do porównania. Z przykrością stwierdziłam, że wersja proponowana przez pp. Przebindów robi wrażenie suchej i przegadanej, a płaszcz "o podbiciu szkarłatnym jak krew" tudzież centurion "Marek Szczurojad" - to jednak bardzo, bardzo NIE TO. A poza tym, kawalerzyści nie suną. No, nie i już. Moving on.

Zawarłam (przelotną) znajomość z panem Nesbo, i nie wiem, czy Harry Hole mnie do siebie przekonał. Chyba mam problem z policjantami/śledczymi walczącymi z nałogiem alkoholowym (vide profilerka u Bondy). Chwilowo podziękuję, zwłaszcza że M. przyniesie mi dziś thriller polityczny Mroza Remigiusza, z którym to panem też jeszcze nie miałam przyjemności. Zobaczymy, czy zdyskwalifikuje mój ostatnio ulubiony (nomen omen!) Mróz Ciszewskiego. Będę (ha!) donosić na bieżąco.

Dużo mi się czyta w tym roku Hanny Krall - przy łóżku mam Tam już nie ma dawnej rzeki - a zaczęło się od świetnie przygotowanej Reporterki, którą niniejszym serdecznie polecam. Jeszcze z rzeczy biograficznych: wczoraj skończyłam przeurocze Dupersznyty, czyli zapiski stanu Szwajowego - również polecam, tak fanom pisarki, jak i nie-fanom szukającym kropli optymizmu w zalewie niefajności. A poza tym - ha! Bard znad Pisi, znany także jako Wiersz, Który Pani Monika Przesłała Mi Mailem w Roku 2009, ujrzał światło dzienne, i można się nim napawać, jako też licznymi limerykami, epitafiami, przekładami (Tennyson!) i ad infinitum. Można się również dowiedzieć, że Pani Monika miała w ogrodzie ponad 120 gatunków róż, i spłonąć z zazdrości. (Można, ale po co? Lepiej zacząć kompletować własną kolekcję.)

Jakiś taki zen mnie ogarnął ostatnio. To bardzo niepokojące... A przecież i kota wyszła z balkonu na trzecim piętrze (i pozbierała się do kupy w kilka dni), i zarobiona byłam jak dziki osioł... Dziwność nad dziwnościami.

Może po prostu wszystko odpuściło po wczorajszej premierze PwB - Goście w Polskim: Pożar w Burdelu, odc. 34: Ucieczka z kina Polskość. Nie miałam przyjemności oglądać wcześniejszych spektakli łączących BurdelTrupę z aktorami Teatru Polskiego, i teraz żałuję. Dość powiedzieć, że:
1) Bardzo ładnym, zwięzłym bon motem podsumowano sprawę Klątwy,
2) dyrektor Seweryn jako Donald Trump mógłby dostać Oscara, gdyby Oscary rozdawano w innym kraju,
3) Michalina Wisłocka-Curie nową bohaterką narodową!,
4) hybryda pod nazwą "Pan Tadeusz Wiedźmin" zwaliła mnie z nóg,
5) mogłam się pośmiać ze współczesnej polityki wszelkiego szczebla, i była gwarancja, że nikt z obecnych na widowni nie strzeli mnie za to w pysk,
6) Natalia Sikora i Lena Piękniewska w tym samym spektaklu = orgazm przez uszy,
7) zatęskniłam do Panien z Wilka,
8) duch w narodzie nie ginie!

Witam madame, rączki całuję; kto nie zapłacił przed wejściem, jest ch...m.

Być może kiedyś chodzenie do Burdelu stanie się wyznacznikiem postawy życiowej, podobnie jak niespożywanie alkoholu w pewnym towarzystwie. Oby.

A Pani Matce marzy się koszulka ekipy technicznej PwB, z napisem: Pracuję w Burdelu. Pomarzyć, dobra rzecz, maman...

Cieszcie się, drodzy, wiosna nadchodzi!

Wasza, w drodze do księgarni,
Wróżka

No comments:

Post a Comment